Archiwum Polityki

Niemiec od polskich świątków

Zbierał dzieła artystów naiwnych, prymitywnych, czasem dziwnych, czasem szalonych. Warszawskie Muzeum Etnograficzne szykuje się teraz do udostępnienia części niezwykłej kolekcji Ludwiga

Ludwig Zimmerer pod koniec II wojny światowej, jako młody chłopak, wcielony został do Wehrmachtu, z którego podobno zdezerterował. W Warszawie pojawił się w październiku 1956 r. jako pierwszy powojenny korespondent zachodnioniemiecki. Nie znał języka. Reprezentował „Die Welt”, miał zaledwie 32 lata, a musiał się zmierzyć z trudną materią skomplikowanych, przesiąkniętych zmorami przeszłości, stosunków polsko-niemieckich. I podobno radził sobie z tym zadaniem bardzo dobrze. Przyjechał na kilka tygodni, pozostał do końca życia.

Pod koniec lat 50., mniej więcej po dwóch latach pobytu w Polsce, po raz pierwszy kupił rzeźbę ludową. Przedstawiała Żyda z umierającym dzieckiem i nosiła tytuł „Ostatnie objęcie”. Po niej przyszły następne zakupy. Począł gromadzić dzieła artystów naiwnych, prymitywnych, niedzielnych, ludowych: obrazy, rzeźby, rysunki, kilimy.

Dziennikarka „Gazety Wyborczej” Joanna Szczęsna przez wiele lat pracowała u Zimmerera, a po jego śmierci wielokrotnie o nim pisała. W jednym z takich wspomnień przytaczała jego słowa: „Sztuka mnie nie interesuje. Tylko ludzie i ich losy”. Jeszcze dosadniej scharakteryzował ową postawę Marcin Brykczyński, także wieloletni współpracownik Zimmerera: – Powiedział mi kiedyś, że tę całą sztukę to on ma... i tu określił dokładnie lokalizację. A tak naprawdę interesowało go, dlaczego ludzie to robią. Dlaczego jakiś taki bejdak ledwo mówi, coś tam bełkocze, a potem bierze siekierkę, ciupie nią w pieniek i wychodzą z tego niesamowicie mocne, pełne wyrazu, proste rzeźby. Paradoksalnie, największy prywatny i jeden z największych w ogóle zbiorów polskiej sztuki ludowej powstawał właściwie jako efekt uboczny kolekcjonowania ludzkich losów, uczuć, emocji.

W jednym z filmów dokumentalnych Zimmerer żartował: to nieprofesjonalna kolekcja nieprofesjonalnej sztuki.

Polityka 33.2009 (2718) z dnia 15.08.2009; Kultura; s. 43
Reklama