Pięć lat od naszego „wunięwstąpienia” to idealna okazja do pierwszych pełniejszych podsumowań. Nie przypadkiem nasz specjalny dodatek rozpoczynamy od przypomnienia „obaw, które się nie spełniły”. Dziś aż trudno uwierzyć, jakimi głupstwami częstowali nas politycy przed referendum akcesyjnym. Unia miała nam zabrać narodową tożsamość, wiarę, ziemię, miejsca pracy. Wielu, może nawet większość, chłopskich działaczy przepowiadała spustoszenie wsi, upadek rolnictwa i głód. Co się z tego sprawdziło? – Nic. Ostatnie lata były bodaj najpomyślniejsze w historii Polski. Bilans naszego członkostwa jest jednocześnie przestrogą przed powracającą, jak choroba, antyeuropejską demagogią i populizmem polityków. Pomału wrastamy w Unię, uczymy się swobodnego poruszania po Europie bez granic i ucierania naszych interesów w unijnych instytucjach. Wbrew obawom, okazaliśmy się pojętnymi uczniami i bardzo dobrze wykorzystujemy szanse, jakie stwarza Wspólnota.
Zrządzeniem losu, to pięciolecie obchodzimy w okresie najgłębszego od dziesięcioleci światowego kryzysu finansowego. Instytucje unijne, jak mogą, próbują łagodzić jego przebieg, ale wszyscy mają świadomość, że odbywa się właśnie wielki test europejskich wartości i reguł. Wciąż nie wiadomo, czy Unia wyjdzie z kryzysu wzmocniona (choćby przez ostateczne przyjęcie tzw. traktatu lizbońskiego), czy osłabiona protekcjonizmem i rywalizacją narodowych egoizmów.
Jesteśmy przekonani, a upoważnia nas do tego doświadczenie minionych pięciu lat, że w interesie Polski jest, aby Unia była jak najsilniejsza wobec globalnych wyzwań, za trudnych dla pojedynczych państw; potrzebujemy w Europie więcej solidarności, spójności i po prostu przyjaźni. Jesteśmy nowymi, ale już pełnoprawnymi Europejczykami. Po pięciu latach nie musimy wciąż pytać: co Europa może zrobić dla nas?