Archiwum Polityki

Z USA OK

They love us, they hate us – kochają nas, nie, teraz nienawidzą. Amerykanie przeżywają stale takie rozterki, nieodłącznie związane ze swoim przywództwem w świecie. Całkiem niespodziewanie rozterki w podobnym stylu pojawiły się w Polsce, gdzie słyszymy płacz, że Amerykanie nas opuścili, gdyż nikogo ważnego nie przysyłają na obchody na Westerplatte i nie będą budować elementów swojej tarczy antyrakietowej nad Bałtykiem. W tej pierwszej sprawie okazało się, że przysłali szefa doradców ds. bezpieczeństwa narodowego, już lepiej nie trzeba. W drugiej warto przypomnieć, że tarcza – której skuteczność i opłacalność finansową Amerykanie mają dopiero ocenić – jest elementem obrony przeciw Iranowi i Korei Północnej. Premier Tusk – kiedy w ubiegłym roku zwlekał z podpisaniem umowy – publicznie tłumaczył, że tarcza na naszym terytorium to dodatkowe zagrożenie i Polska powinna z tego tytułu uzyskać od USA należytą rekompensatę. Polsce nie chodzi o tarczę, lecz o ściślejszą współpracę Waszyngtonu i Warszawy: i o to trzeba stale zabiegać. Jeśli nasz główny sojusznik postawił dziś przede wszystkim na strategiczną stabilizację w stosunkach z Rosją i Chinami (cytuję tu słowa gen. Kevina Chiltona, szefa Dowództwa Strategicznego USA) i na rozbrojenie jądrowe, to na pewno nic nie zyskamy usiłując korygować jego rzekomo naiwny i błędny kurs. Trzeba nam wykorzystać ewentualną poprawę stosunków amerykańsko-rosyjskich.

Nie ma co ubolewać, że tyle ważymy w polityce amerykańskiej, ile wynosi nasza faktyczna waga. Zamiast się skarżyć, a to niestety leży w polskiej tradycji, warto się dziś – z okazji 1 września – cieszyć z sytuacji komfortowej: nie leżymy w sferze problemów, żadna wojna nam nie grozi, budujemy Unię Europejską, największe osiągnięcie naszych czasów.

Polityka 36.2009 (2721) z dnia 05.09.2009; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 11
Reklama