Archiwum Polityki

Jak szukać pracy, to u prezydenta!

Gdy wszyscy pracodawcy zwalniają, Lech Kaczyński zatrudnia. W ciągu ostatniego roku przybyło mu 22 nowych podwładnych. Pod koniec wakacji 2005 r. w kancelarii głowy państwa pracowało 250 osób, dziś jest ich już 343. Natomiast w porównaniu z 1995 r. liczba podwładnych prezydenta wzrosła przeszło dwukrotnie! Co prawda w ciągu ostatniego roku odeszło dwóch ministrów i z sześciu zrobiło się tylko czterech (tyle samo miał Aleksander Kwaśniewski, Lech Wałęsa zatrudniał tylko trzech), ale trudno uznać to za zaciskanie pasa. Po prostu jeden ze współpracowników prezydenta postanowił szukać szczęścia w europarlamencie, a drugi został zwolniony po udzieleniu niepochlebnego dla prezydenta wywiadu. Innych redukcji nie było. W ciągu ostatniego roku przybył jeden nowy podsekretarz stanu.

Czasem zdarza się tak, że jeśli jest zapotrzebowanie na konkretne osoby, to dlaczego ich nie zatrudnić? Jesteśmy jedną z instytucji, które bardzo ostrożnie operują budżetem – przekonuje szef Kancelarii Prezydenta Władysław Stasiak. A do czego byli potrzebni nowi pracownicy?

Polityka 38.2009 (2723) z dnia 19.09.2009; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 8
Reklama