Krystyna Lubelska: – Swoją prawie pięćsetstronicową powieść „Dziecko Gwiazd Atlantyda” napisałaś ręcznie. Nie masz wrażenia, że w dobie komputerów ołówek jako narzędzie pisarskie może się wydawać trochę dziwaczny, a co najmniej niedzisiejszy?
Michalina Olszańska: – Długo nie miałam komputera, a pisałam coś od zawsze, od kiedy tylko nauczyłam się składać litery. Jak już dostałam komputer, nie umiałam się przestawić psychicznie. Pisanie ołówkiem, palce zabrudzone grafitem mają dla mnie wciągającą moc i magię.
Dla twoich rówieśników to raczej komputer jest urządzeniem magicznym.
Używam komputera przy przepisywaniu, bo nie mogłabym przesłać rękopisu np. do wydawnictwa, po prostu nikt by go nie był w stanie przeczytać. Przechowuję w skrzynce całą kolekcję zużytych ołówków – na pamiątkę. Mam do nich sentyment. Są namacalnym dowodem, że posłużyły do realizacji mojego celu.
Jesteś uczennicą szkoły muzycznej, grasz na skrzypcach i jeszcze piszesz powieści. Nie za dużo bierzesz na siebie?
Gra na skrzypcach i pisanie w ogóle się ze sobą nie kłócą. Myślę nawet, że obie dziedziny jakoś się ze sobą komponują. Na wszystko znajduję czas. Wstaję wcześnie i piszę od rana. W mojej szkole traktują nas dość ulgowo, bo wiadomo, że musimy ćwiczyć grę na instrumentach, a przy okazji jeszcze realizujemy różne zainteresowania. Moja szkoła nie jest standardowa, to jest szkoła artystyczna.
Masz poczucie, że różnisz się od większości swoich rówieśników?
To zależy. Od rówieśników, których spotykam w szkole, na pewno różnię się mniej niż od innych osób w moim wieku. Jeśli ktoś, tak jak ja i inni uczniowie naszej szkoły, od siódmego roku życia poświęca mnóstwo czasu na pracę nad instrumentem, to jednak różni się od kogoś, kto takiego doświadczenia nie ma.