Od czasu, gdy Barack Obama wprowadził się do Białego Domu, giełda poszła mocno w górę, a dolar mocno w dół. Ciężko poturbowana finansowo Ameryka wraca do równowagi. Pozornie.
O prawdziwym ożywieniu gospodarki nie może być mowy, dopóki nie poprawi się sytuacja na rynku pracy. Dobre wieści z giełdy mają znaczenie trzeciorzędne. Gdy banki płacą depozytariuszom 1 proc., łatwiej skusić ludzi do kupna akcji. A jeśli firmy mają lepsze wyniki, to najczęściej bierze się to z cięć kosztów niż ze wzrostu przychodów. A tego na dłuższą metę nie da się utrzymać.
Giełdowi inwestorzy cieszyli się, że stopa bezrobocia w USA spadła z 9,5 proc.
Polityka
40.2009
(2725) z dnia 03.10.2009;
Rynek;
s. 52