Archiwum Polityki

Kastracja czy edukacja?

Polski Sejm dokonał zmian w kodeksie karnym przewidujących m.in. przymusową chemiczną kastrację pedofilów. Tymczasem Szwedzi mówią, że takie rozwiązanie jest nieskuteczne.

Stefan Arver kieruje Centrum Medycyny Seksualnej w klinice słynnego (przyznaje Noble) sztokholmskiego uniwersytetu medycznego Karolinska. – Nasza placówka jest poradnią seksuologii i patologii współżycia, ale jej głównym zadaniem jest wyszukiwanie mężczyzn zagrożonych popełnieniem przestępstw seksualnych – tłumaczy. I dodaje, że z 300 pacjentów tego typu, z jakimi mają do czynienia w ciągu roku, co najmniej 60 znajduje się w podwyższonej strefie ryzyka lub ma nawet na sumieniu karalne czyny lubieżne. Zważywszy na skalę przestępstwa, jest to dość wysoka liczba, zwłaszcza że przeważnie są to pedofile. Znaczna ich część przychodzi do kliniki z własnej inicjatywy, często ze skierowaniem od innych lekarzy, głównie psychologów lub psychiatrów. Są też osoby, którym sąd postawił ultimatum: idziesz na leczenie albo trafiasz za kratki.

W sztokholmskiej przychodni pracują lekarze różnej specjalności – od psychoterapeutów po andrologów, czyli specjalistów od męskich zaburzeń płciowych. W klinice wykonywane są zabiegi, zawsze za zgodą pacjentów, które mieszczą się w pojęciu „chemiczna kastracja”, chociaż lekarze starają się unikać tego sformułowania. Zastrzyki z preparatu Androcur nie powodują nieodwracalnej kastracji pacjenta. Ograniczają jedynie produkcję męskiego hormonu testosteronu, którego nadmiar powoduje nadmierną pobudliwość seksualną, w skrajnych przypadkach prowadzącą nawet do przestępstwa. Tylko w przypadku osób niebezpiecznych dla otoczenia stosuje się całkowitą blokadę popędu seksualnego. Najczęściej domagają się tego sami pedofile, świadomi zagrożenia, jakie stwarzają dla dzieci.

Szwedzcy lekarze nie są zgodni co do tego, czy nadmiar testosteronu ma wyraźny związek z przestępczością seksualną u mężczyzn. U niektórych sprawców poważnych wykroczeń poziom tego hormonu może być nawet niższy od normy.

Polityka 41.2009 (2726) z dnia 10.10.2009; Świat; s. 100
Reklama