Archiwum Polityki

Cud, skutki uboczne

Tylko w trakcie nakładania sutanny przed nabożeństwem różańcowym proboszcz parafii pod wezwaniem św. Antoniego Padewskiego Stanisław Gniedziejko odebrał kilka telefonów od mediów, co dalej

W październiku ubiegłego roku w Sokółce, 20-tysięcznym miasteczku na Podlasiu, podczas udzielania komunii św. jednemu z wikarych upadła na posadzkę konsekrowana hostia. Zwyczajem liturgicznym umieszczono ją w naczynku z wodą i zamknięto w sejfie. Rozpuszczona przestaje być ciałem Chrystusa, wraca do postaci mąki pszennej, którą to wylewa się do małej studzienki pod ołtarzem.

Tymczasem po kilku dniach woda wyparowała z naczynka, opłatek nie rozpuścił się, lecz pojawiła się na nim czerwona plamka w formie skrzepu.

Przez trzy miesiące przyjeżdżali oglądać hostię wysocy rangą duchowni z kurii białostockiej. Aż w styczniu arcybiskup Edward Ozorowski przekazał próbki czerwonej substancji dwóm niezależnym ekspertom z białostockiego Uniwersytetu Medycznego, nieświadomym, co badają.

Wynik był spektakularny: czerwony skrzep to włókna tkanki mięśnia sercowego w stanie agonalnym. W interpretacji ks. Gniedziejki – człowieka umęczonego. Ponoć jeden z lekarzy natychmiast się nawrócił.

Do mediów wyciekło nazwisko prof. Marii Sobaniec-Łotowskiej z Zakładu Patomorfologii Klinicznej. Kierujący zakładem od lipca prof. dr hab. Lech Chyczewski nie znalazł w dokumentach zlecenia na badanie sokólskiej tkanki. Profesor bardzo ceni kompetencje koleżanki, jednak nie wyklucza, że mogło dojść do kontaminacji, czyli zanieczyszczenia preparatu podczas jego obróbki. Prof. Sobaniec broni się, że jako naukowiec miała prawo wykonać ekspertyzę po godzinach, ponadto nie mogła wypełnić stosownych dokumentów, bo... nie zna numeru REGON Pana Boga. – A co miałam wpisać w rubryce „miejsce zamieszkania”? Niebo?! – pyta.

Prof. Chyczewski jako przyrodnik i człowiek wierzący wątpi, żeby Pan Bóg udowadniał swoje istnienie w sposób tak drastyczny.

Polityka 42.2009 (2727) z dnia 17.10.2009; Kraj; s. 26
Reklama