Policjanci zawsze byli celem agresji młodocianych, bo to oni uprzykrzają małoletnim życie, ścigają ich za wykroczenia, czasem poniżają lub w sposób nieformalny wymierzają sprawiedliwość. Każdy przypadek pobicia przez policjanta odkładany jest w zbiorowej pamięci „dzieci ulicy”. Tak rodzi się idea oporu i walki. Kiedyś było hasło HWDP, dzisiaj zastępuje je obrazoburcze, bo nawiązujące do inicjałów papieskich, JP („Je...ć Policję”). Ulica wielbi swoich bohaterów, nawet – a może przede wszystkim – tych z krwią na rękach. Wpisy internetowe świadczą, że właśnie rodzi się kult dwóch młodych morderców, którzy na Woli zasztyletowali policjanta.
Patologia w głowach młodocianych nie zjawia się nagle. Najpierw przechodzą inicjację: pierwsza drobna kradzież, pierwsza bójka. To czas, kiedy poszukują życiowych drogowskazów. I często odnajdują je w świecie zła. Trafiają do zakładu poprawczego, ale nikt ich tam nie poprawia. System polega głównie na separacji. Zamknięci z innymi zagubionymi wykuwają własny kodeks wartości. Ci, którzy wychodzą z poprawczaka, wiedzą już tylko jedno – zabić psa!
Ostatnio policjanci stali się łatwym celem. Źle wyszkoleni, pozbawieni autorytetu. Sprawa Olewnika spowodowała dalszy spadek zaufania do funkcjonariuszy, okrzyczano ich przecież niemalże współsprawcami porwania i zabójstwa. Jak młody człowiek ma wierzyć, że policjant jest po to, aby go bronić?
O młodocianych przestępcach przypominamy sobie okazjonalnie, kiedy zaatakują i poleje się krew.