Kandydaci po raz kolejny zaznaczyli różnice w koncepcji prezydentury. Sikorski chce formuły minimalistycznej, tylko reprezentowania ustalonej przez rząd polityki zagranicznej na zewnątrz oraz objęcia pieczą spraw obronności. Twierdzi, że w rządzenie nie zamierza się wtrącać, a z prawa weta korzystać wyjątkowo. Niemniej, to właśnie polityka zagraniczna była źródłem najbardziej widowiskowych konfliktów Kaczyńskiego z Tuskiem, a spory o nominacje generalskie i działalność prezydenckiego BBN też wielokrotnie psuły atmosferę.
Komorowski wyraźnie zaś chce prezydentury aktywnej w kraju, zamierza współtworzyć politykę społeczną i gospodarczą, ale zarazem „nie dzielić, a łączyć”. Czy to oznacza także nachylanie się do postulatów opozycji, czego Lech Kaczyński nie robił nigdy, kiedy rządziła partia jego brata? Czy Komorowski zachowuje dla siebie przywilej oceniania twórczości legislacyjnej rządu?
Obaj kandydaci usiłowali budować swoje wizje na kontrze do obecnej prezydentury, która zrobiła z tego urzędu instytucję uciążliwą, męczącą, bez blasku.