W tych właśnie czasach, jeszcze przed marcem 1968 r., kiedy uznany został Jasienica za jednego z głównych wrogów reżymu, na horyzoncie pojawiła się Nena. Dla mnie najpierw jako „pani Jasienicy”, później jego żona. Była osobą niesłychanie energiczną, omal wszechobecną, na Kanonii, u rodziców, pojawiała się co najmniej raz na tydzień. Powiedzieć łatwo, że przypodobywanie się przyjaciołom narzeczonego, a później męża, należało do jej obowiązków służbowych. Nie sądzę, żeby do końca wyjaśniało to sprawę. Jako „Jasienicowa” miała i tak drzwi otwarte do wszystkich intelektualno-opozycyjnych domów. Niczego jej nie ułatwiał fakt, że niekiedy pomogła zrobić zakupy, starała się o recepty, kiedy znajomi męża byli chorzy, etc. Nie sądzę też, żeby jej stała troska o zdrowie i przyziemne, życiowe sprawy męża była udawana. Bardziej byłbym skłonny przypuszczać, że go na swój sposób, przewrotny być może, kochała.
Chciałbym, żeby wszystko było jasne.