Archiwum Polityki

Rozlewacz oliwy

Janina Paradowska: – Przez kilka tygodni słyszał pan pytanie – Komorowski czy Sikorski? Czy panu nie żal? Nie pomyślał pan czasem: gdybym się nie pospieszył, nie odszedł z Platformy, może byłbym w tej dwójce, a może byłbym już kandydatem i zajął miejsce Bronisława Komorowskiego.

Andrzej Olechowski: – Wystąpiłem z Platformy ze względów pryncypialnych, a nie koniunkturalnych. Pomijając już fakt, że nie bardzo widzę, w jakich okolicznościach mógłbym być kandydatem PO na prezydenta.

A dlaczego? Współzałożyciel? Ma pan za sobą kandydowanie. Nawet Bronisław Komorowski początkowo mówił, że może warto i pana wziąć pod uwagę?

Mogłem starać się o to pięć lat temu, ale idea kandydata partyjnego nigdy mi nie odpowiadała. Nie byłbym dobrym prezydentem desygnowanym przez partię.

Dlaczego?

Jestem zbyt niezależny i mam inną wizję prezydentury.

Co to właściwie znaczy niezależny prezydent? Poglądy każdego prezydenta mieszczą się w jakimś spektrum politycznym.

Niezależny to taki, który ma suwerenny pogląd na wartości konstytucyjne i interes państwa. Taki, który ma dystans do bieżącego sporu politycznego, nie staje się jego uczestnikiem. Nie dolewa oliwy do ognia, ale leje oliwę na wzburzone fale. Mamy w Europie sporo przykładów, Austria, Finlandia. Tam rządzą partie, koalicje, ale prezydenci prezentują dużą niezależność. Dzięki temu prezydent może zyskać autorytet. Tymczasem Polaków nikt nie stara się zebrać do kupy. Zbyt łatwo doszliśmy do wniosku, że tego nie da się zrobić. Czy to oznacza, że jesteśmy genetycznie inni, niezdolni do współdziałania?

Prezydent ma sporą władzę i może lepiej, gdy od kogoś jednak zależy, ma jakieś otoczenie polityczne.

Polityka 15.2010 (2751) z dnia 10.04.2010; Rozmowa Polityki; s. 30
Reklama