Mijają dwa lata, odkąd Dmitrij Miedwiediew został prezydentem Rosji. To półmetek jego kadencji oraz dwulecie wyjątkowo harmonijnego tandemu Miedwiediew–Putin. Zgodnie z przewidywaniami, w Moskwie nie zmienił się styl rządzenia, obecny gospodarz Kremla nie zdemolował rosyjskiego układu sił, a pełnię władzy, na przekór konstytucyjnym prerogatywom, zachowuje jego poprzednik i dzisiejszy premier Władimir Putin. Właśnie Putin próbuje gasić problemy wywołane światowym kryzysem, tym pilniejsze, że Rosjanie są coraz bardziej niezadowoleni z sytuacji Rosji. Z kolei Miedwiediew przygotowuje grunt pod reformy, obiecuje demokratyzację kraju, który jego zdaniem ma zapóźnioną gospodarkę, skorumpowaną administrację i niesamodzielnych obywateli. Rzecz jasna, plany modernizacji, a tym bardziej walki z korupcją, rozpisano na lata i prezydent nie ma na tych polach większych osiągnięć, przeforsował za to liberalizację ordynacji wyborczej. Jeśli Miedwiediew wytrwa w spolegliwości, może liczyć na nagrodę najwyższą: być może za dwa lata premier Putin pozwoli mu znów zostać prezydentem.
O Rosji czytaj także na s. 19 i 61.
Polityka
19.2010
(2755) z dnia 08.05.2010;
Flesz. Ludzie i wydarzenia;
s. 11