Dr Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek: – Myślę, że tak. Jak wynika z danych GUS, średnie i duże firmy, które stanowią 1 proc. wszystkich, ale wytwarzają 47 proc. PKB i zatrudniają prawie połowę siły roboczej, w 2009 r. zarobiły na czysto 79 mld zł. To drugi, po rekordowym 2007 r., wynik w ciągu ostatnich dwudziestu lat.
Jak by to pani wyjaśniła?
Przychody firm, co zrozumiałe w okresie osłabienia gospodarczego, niemal przestały rosnąć. W 2009 r. zwiększyły się o 1,6 proc. Na szczęście udało się zapanować nad kosztami – wzrosły one tylko o 0,7 proc. W efekcie polskie przedsiębiorstwa w większości osiągnęły bardzo dobre wskaźniki rentowności.
Ale musiały zamykać fabryki, zwalniać ludzi.
To też, ale w skali nieporównanie mniejszej niż można się było spodziewać. Tego typu reakcje większość właścicieli firm uznawała za ostateczność, dowód swojej porażki. Jak długo mogła, odwlekała tego rodzaju decyzje. Imponujące jednak było przede wszystkim tempo działań dostosowawczych, zwłaszcza w dużych firmach, których inercja jest zazwyczaj ogromna, a także trafność ocen, co jest niezbędne, a z czym można jeszcze poczekać. Ten proces intensywnego dostosowywania kosztów do nowych, rosnących wolno, a często niższych przychodów dokonał się w bardzo krótkim czasie – trzech kwartałów 2009 r. W czwartym wyniki finansowe spółek wyraźnie się poprawiły, co można uznać za europejski rekord i ewenement.