Archiwum Polityki

Humorystka

On mógłby żyć przed wojną – mówiła, gdy ktoś zaimponował jej błyskotliwością, poczuciem humoru, manierami. W tych słowach kryła się pamięć lat: urodzić się w roku wybuchu I światowej wojny, żyć pełnią życia w Polsce międzywojennej, ocaleć z Zagłady, być u narodzin i kresu PRL – Stefania Grodzieńska miała prawo do oceny ludzi i zdarzeń, potwierdzając zapisaną w księdze prawdę: silne kobiety nigdy nie chodzą po prośbie.

Była silna: to nie jest łatwo dorośleć bez matki i ojca (matka w Paryżu, ojciec w Szwajcarii), ukończyć szkołę baletową w Łodzi, przenieść się do Warszawy i tam zaczynać jako girlsa, „piplaja”, jak wtedy mówiono, z gażą 60 zł: po opłaceniu czynszu za wynajmowaną klitkę zostawało 30 zł na przeżycie miesiąca. Robienie sweterków na drutach, statystowanie, lekcje tańca dla pańć z towarzystwa – Stefania Grodzieńska ani przez chwilę nie wątpiła, że wygra z losem, znajdzie dla siebie miejsce w świecie teatrzyków i kabaretów.

– Jego by Boczkowski nie zaangażował – komentowała jeszcze niedawno popisy jakiejś biesiadnej gwiazdy.

Estradowy numer był dla niej dramaturgicznym aforyzmem, a nie błazenadą i wygłupem. Tego nauczył ją Fryderyk Jarosy – sławny konferansjer, reżyser i założyciel coraz to nowych scen i scenek. Jarosy poznał się na talencie piplai. „Szarpio afrikanskie” – mówił o niej. A tak ją zapowiedział w programie „Słońce w Cyruliku”:

– Zobaczycie pewną młodą osobę. Od was zależy, czy za parę minut opuści tę scenę najszczęśliwsza czy najnieszczęśliwsza dziewczyna w Warszawie.

Po takiej rekomendacji sukces był gwarantowany. Stefania tańczyła rumbę na stole z tylko jedną nogą, śpiewała, prowadziła konferansjerkę razem z Jarosym, no i zadebiutowała jako kabaretowa tekściara.

Polityka 19.2010 (2755) z dnia 08.05.2010; Groński; s. 86
Reklama