Miał oto powiedzieć Diogenes: „De mortuis nil nisi bene”, co zmałpował Plutarch: „De mortuis aut bene, aut nihil” – o zmarłych należy mówić dobrze albo wcale. Z drugiej jednak strony uważamy, że „historia rozsądzi”, a ponieważ świat nasz jest wysoce skomplikowany i brudów w nim zapewne więcej niż bohaterstwa i szlachetności, więc siłą rzeczy o jednych historia wypowie się z uznaniem, czasem łagodnością, innych wszakże postawi pod pręgierz. Pytanie: od kiedy możemy już robić rozrachunki, a ile czasu mamy milczeć scenzurowani, bo „de mortuis…”.
W tragicznym samolocie do Smoleńska leciało wiele osób, których śmierć jest wielką stratą dla Rzeczpospolitej. Taką jest też na pewno, co nie przesądza o historycznym bilansie jego kadencji, śmierć prezydenta, symbolu państwowości, i jego małżonki. W tymże samolocie znajdowało się jednak również – żadnemu oczywiście nie życzyłbym straszliwego losu, który ich spotkał – paru ludzi, których działalność uważałem i uważam za rozpaczliwie szkodliwą dla Polski.