Archiwum Polityki

Stara melodia

Po kilku latach łatwo zapomnieć, jaki zwarty, konsekwentny i daleki od powszechnego w Europie kanonu liberalnej demokracji był projekt polityczny Jarosława Kaczyńskiego. Nic nie wskazuje na to, że wyjęta została z niego choć jedna cegiełka.
Słowa i obrazy, które dzisiaj dominują, nie mogą przesłaniać faktów, które są jedynym rzeczywistym źródłem naszej wiedzy o ideach, a zwłaszcza o praktyce politycznej Jarosława Kaczyńskiego.

A dorobek jest niebagatelny. Jak rzadko kto w polskiej polityce Jarosław Kaczyński przez 20 lat zawsze budował swoje własne, autorskie koncepty, swoje wizje i jak rzadko kto był gotowy je realizować z niezwykłą konsekwencją i zręcznością polityczną, bez większych wahań i oporów. Przypomnijmy zręby jego projektu życia.

Państwo totalne

Śledziliśmy wyjątkowo starannie (często z tego powodu oskarżano nas o jakąś polityczną fobię) ten dorobek, czemu daliśmy wyraz w licznych tekstach, zebranych później w tomie „Cień Wielkiego Brata. Ideologia i praktyka Czwartej RP” (2007 r.), który mógłby być teraz znacznie poszerzony o analizy późniejsze. Tak się działo, ponieważ uważaliśmy, iż nigdy wcześniej, licząc od 1989 r., polskiej demokratycznej państwowości nikt tak nie zagrażał jak właśnie Jarosław Kaczyński.

To zagrożenie płynęło z przyjętego założenia, że Polskę trzeba właściwie budować od początku, że trzeba na nowo ułożyć państwo, jego ustrój, przemienić Polskę – jak to nazwaliśmy – w „cud-Bawarię”, nowoczesną i tradycyjną zarazem. Państwo w rozumieniu prezesa PiS miało być zwarte i zdyscyplinowane, omnipotentne, wyposażone w sprawne i dyspozycyjne instytucje porządku, które bez wahania ingerowałyby we wszystkie procesy gospodarcze i społeczne, a nade wszystko byłyby podporządkowane jednej partii. Ona by także koncesjonowała wszystkie inicjatywy społeczne, określałaby zakres wolności i swobody zachowań obywatelskich.

Coś, co nie podlega bezpośredniemu zwierzchnictwu państwa, jest niepewne i w konsekwencji niebezpieczne, a więc powinno podlegać neutralizacji, w najlepszym razie tylko napiętnowaniu.

Polityka 27.2010 (2763) z dnia 03.07.2010; _PUSTY_; s. 10
Reklama