Archiwum Polityki

Tam gdzie strach, tam PiS

Premier Donald Tusk o szansach Bronisława Komorowskiego, o tym, jak wyglądałaby prezydentura Jarosława Kaczyńskiego, o wojnie domowej oraz o tym, czy da się skleić dwie Polski w jedną

POLITYKA: – Czy nie ma pan poczucia, że historia się powtarza? Sytuacja jest podobna do tej z 2005 r. – kilkuprocentowa przewaga kandydata PO w pierwszej turze i co? – przegrana na końcu?

Donald Tusk: – Historia się nie powtarza, chociaż sytuacja kusi, by sięgać po takie analogie. Między tamtymi i tymi wyborami jest więcej różnic niż podobieństw. Po pierwsze, ja miałem tylko 36 proc. w pierwszej turze, a Komorowski ma prawie 42. Po drugie, wiedza Polaków o tym, czym jest PiS, a czym Platforma, kim jest Jarosław Kaczyński, co znaczą rządy tej formacji, a co rządy formacji Bronisława Komorowskiego, jest bez porównania większa niż zaledwie intuicje, jakie towarzyszyły wyborom pięć lat temu. Ta wiedza w drugiej turze będzie sprzyjała Komorowskiemu. Wreszcie, inne były nastroje wtedy, kiedy tym trzecim, osiągającym wynik w granicach 15 proc., był Andrzej Lepper; dziś za Grzegorzem Napieralskim stoją zupełnie inni ludzie niż za Samoobroną. Nie chcę siebie ani sympatyków Komorowskiego uspokajać. Po katastrofie smoleńskiej i po powodzi wiemy, że nie ma mowy o łatwym zwycięstwie. To będzie bój bardzo wyrównany. Dlatego musimy być skoncentrowani i zdeterminowani do ostatniej minuty, ale okoliczności, oceniam, są zupełnie inne od tych sprzed pięciu lat.

Jeżeli taka jest pana ocena, to może jednak należało samemu kandydować? Katastrofa pod Smoleńskiem wstrząsnęła polską polityką i taka decyzja byłaby zrozumiała.

Uważam, że Komorowski jest optymalnym kandydatem na prezydenta, także w tej nowej sytuacji. Nie zmieniły się również okoliczności, które spowodowały moją decyzję o niekandydowaniu. Zresztą prezentowano bardzo ciekawe badania, w których zapytano, kto byłby dziś lepszym kandydatem, Tusk czy Komorowski?

Polityka 27.2010 (2763) z dnia 03.07.2010; Rozmowa Polityki; s. 18
Reklama