Rano, dzień po pierwszej turze wyborów, do Leszka Mężyńskiego zadzwonił z tą dobrą wieścią starosta. Było 86,1 proc. na Kaczyńskiego. Od południa trąbiło o tym radio i Internet. Dzwonili dziennikarze. I poszło w świat, że polskie Chicago jest na Podlasiu, 40 km od Białegostoku. Trudno je znaleźć na mapie, bo mieszka tu zaledwie 3,8 tys. osób i prawie wszyscy utrzymują się z rolnictwa. W przewodnikach piszą tylko, że jest tu zagłębie mleczarstwa i najlepsze gospodarstwa mleczne w kraju, a dumą mieszkańców jest znajdujący się na terenie gminy Narwiański Park Narodowy z siedzibą w Kurowie. Według PKW to najciemniejszy punk na wyborczej mapie Polski. Natężenie poparcia dla Jarosława Kaczyńskiego oznaczono na niej kolorem niebieskim, który z procentowym wzrostem poparcia przechodzi w granat. Gmina Kobylin-Borzymy ma na tej mapie kolor bardzo ciemnogranatowy, a nawet wpadający w czerń. – Jakaś satysfakcja z tego jest – wyznaje radny Mężyński. Choć i zarazem kłopot, bo wszyscy od razu pytają: dlaczego?
Żeby precyzyjnie odpowiedzieć na to pytanie, trzeba cofnąć się co najmniej do czasów bitwy pod Grunwaldem.
Dumny naród Polesia
W swojej długiej historii gmina Kobylin-Borzymy dwukrotnie wylądowała na pierwszych stronach gazet: 26 lat temu, gdy na wezwanie podziemnej Solidarności mieszkańcy zbojkotowali wybory samorządowe i prawie nikt nie poszedł do urn; i teraz, gdy najjaśniej zapłonęła tu żagiew patriotyzmu. Wtedy i teraz powód był ten sam – tradycje niepodległościowe, umiłowanie ojczyzny, przywiązanie do wiary oraz nastawienie antykomunistyczne.