Archiwum Polityki

Jak otrząsnąć się z wody

Każda katastrofa ma swój dalszy ciąg. Badacze wielkiej powodzi z 1997 r. zauważyli na zalanych terenach formującą się katastrofę bis, społeczną, niezawinioną przez człowieka.
Stres opada wolniej niż woda, a czasem, przechodząc w stan chroniczny, zostaje na długo lub na stałe. Powodzianie z Wrocławia przez wiele już suchych miesięcy reagowali na byle deszcz, a dzieci za nic nie chciały kąpać się w wannie.

Kiedy nie byle deszcz, ale codzienne ulewy zamieniały w 1997 r. rzeki i rzeczki w potopy, lęk był innej natury. Podobnie jak dziś, ludzie bali się po zalaniu opuszczać domy. Jak we wszystkich wielkich powodziach na świecie. Mówili, że chodzi o złodziei czyhających na to, co zdołano wynieść na strych. Ale doniesienia policji i wtedy, i teraz nie potwierdzają najazdu szabrowników. Dom daje zagrożonym poczucie bezpieczeństwa emocjonalnego, jak byle namiot stwarza je turystom zabłąkanym w lesie w czasie burzy.

Po ataku na wieże w Nowym Jorku, pisze Amanda Ripley w książce „Instynkt przetrwania. Jak przeżyć katastrofę”, wiele osób, rezygnując z samolotu, zaczęło w Ameryce podróżować samochodami. W samochodach, które są w pewnym sensie przedłużeniem domu, czuli się bezpieczniej. W wyniku tego w ciągu dwóch lat w wypadkach drogowych zginęły 2302 osoby powyżej statystycznej liczby ofiar.

Kiedy następuje katastrofa, ludzie zaczynają żyć w fazie, jak ją specjaliści nazywają, heroicznej. Następuje mobilizacja. Ludzie działają spontanicznie. We Wrocławiu jeden z mieszkańców zagrożonego osiedla czuwał nad brzegami rozlewiska. Jeśli zauważył, że woda forsuje zapory z worków, bił w przenośny dzwon. Natychmiast z domów wybiegali wyrwani ze snu mieszkańcy i pędzili do umacniania wyrwy. Ktoś robił kanapki, ktoś serwował herbatę, ktoś przyjeżdżał do pomocy z odległej miejscowości. W sytuacjach kryzysowych obcy przestają być obcymi, pisze Amanda Ripley.

Polityka 27.2010 (2763) z dnia 03.07.2010; Ludzie i obyczaje; s. 89
Reklama