Richard Mbewe: – Mówienie, że w związku z mundialem odmieni się los Afryki, to wprowadzanie ludzi w błąd. Skorzystać może co najwyżej gospodarka RPA i to w dłuższej perspektywie, przede wszystkim dzięki bardzo dużym inwestycjom w infrastrukturę. Kraje sąsiednie mogły co najwyżej liczyć, że część futbolowych turystów zawita i do nich oraz że finaliści mistrzostw przed turniejem zorganizują u nich obozy treningowe. Tymczasem w Zambii, skąd pochodzę, gościła reprezentacja Korei Północnej, ale na początku roku.
Oni turystów za sobą nie pociągną.
No tak, poza tym, jak już przyjechali, to odcięli się od świata. Ale jeśli nie udało się skorzystać na rozgrywanym za miedzą mundialu, to winnych najpierw trzeba szukać u siebie. Mozambik deklarował chęć przyjęcia uczestników, ale nie ukończono na czas remontu lotniska i stadionu narodowego – nie było warunków do trenowania.
Wielu mieszkańców RPA jest rozczarowanych mistrzostwami. W 2005 r. co trzeci z nich wierzył, że mundial wpłynie na poprawę jego bytu, rok temu, co dziesiąty, teraz – co setny.
I trudno się dziwić. Z bliska zobaczyli, jakimi prawami rządzi się impreza organizowana pod banderą FIFA. Wielkie nadzieje mieli handlarze detaliczni, a okazuje się, że zarabiają głównie sprzedawcy produktów licencjonowanych przez FIFA. Kobieta, która zwykle przy okazji meczów sprzedaje pod stadionem pieczone mięso albo pączki, teraz ma zakaz rozłożenia stoiska w promieniu kilometra od stadionu, chyba że za horrendalne pieniądze wykupi specjalne pozwolenie (za budkę z jedzeniem na terenie zamkniętych stref dla fanów trzeba było zapłacić równowartość 27 tys.