Archiwum Polityki

Lex Kosowo

Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w Hadze, wyrokując o niepodległości Kosowa, musiał się bardzo gimnastykować. Z jednej strony miał doktrynę przyznającą narodom i grupom etnicznym prawo do samostanowienia, a z drugiej, rację poszanowania suwerenności i nienaruszalności granic państwowych. A że obu idei pogodzić się nie da, Trybunał znalazł wyjście karkołomne, stwierdzając w uzasadnieniu, że w prawie międzynarodowym nie ma zakazu ogłaszania deklaracji niepodległości. I na tym oparł swe orzeczenie, wyrokując, że niepodległość Kosowa jest legalna.

Kosowo jednostronnie ogłosiło niepodległość w 2008 r., zyskując dotychczas akceptację 69 państw, w tym Stanów Zjednoczonych. Wciąż jednak nie zyskało uznania Rosji, Chin i kilku państw UE – Hiszpanii, Słowacji, Rumunii, Cypru, Grecji, które – mając problem z własnymi separatystami – stoją na stanowisku ochrony integralności kraju i nienaruszalności granic. To samo, choć ostrzej, mówi Belgrad, który niepodległości Kosowa uznać nie chciał i nadal nie zamierza. To Serbia poprosiła ONZ o rozstrzygnięcie sprawy przez Trybunał, m.in. przedstawiając stanowisko, że Kosowo to kolebka serbskiej państwowości, oraz rezolucję 1244 Rady Bezpieczeństwa ONZ, czyli prestiżowego organu tej samej organizacji, stwierdzającą bez żadnych wykrętów, że Kosowo leży w granicach Serbii jedność tych granic gwarantującą.

Ale nie o sprawiedliwość tu chodzi, lecz o politykę i realny układ sił. Bo dlaczego nie uznaje się niepodległości Naddniestrza czy popieranych przez Rosję gruzińskich prowincji Abchazji i Południowej Osetii, a prawo do suwerenności ma Kosowo – państwo nie do końca samodzielne, administrowane początkowo przez ONZ, a następnie przez UE, niespełniające ekonomicznych kryteriów suwerenności, zdane na życie na garnuszku innych, skorumpowane, ważny punkt na narkotykowym szlaku na Zachód.

Polityka 31.2010 (2767) z dnia 31.07.2010; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 11
Reklama