Archiwum Polityki

15 najbrzydszych rzeczy w nowej Polsce

Subiektywny ranking koszmarów estetycznych

Przywiędłą urodę niektórzy ratują zabiegami plastycznymi. I twarz naturalna zamienia się w twarz groteskową, sztuczną, piękną inaczej. Podobną metamorfozę przeszły w ostatnich dwóch dekadach polskie miasta i wsie. Brzydota PRL była bezpretensjonalna. Odrapane tynki, brudne i krzywe chodniki, prymitywna architektura, zadeptane trawniki, bure ubrania, smętne sklepowe wystawy, nieestetyczne meble z meblościanką na czele. Fakt, było paskudnie, ale też nikt nie próbował udawać, że jest inaczej. Część z tego szkaradztwa przetrwała do dziś, głównie w budownictwie, którego nie da się, ot tak, pozamiatać pod dywan. Ciągle straszą pseudomodernistyczne klocki wciśnięte w zabytkową zabudowę rozlicznych starówek, domki jednorodzinne na planie czworoboku foremnego (po II wojnie światowej postawiono ich w kraju około 1,3 mln), rzędy betonowych osiedlowych garaży czy dacze w stylu góralskim rozsiane po całej Polsce.

Wiele się jednak zmieniło. Często rzeczywiście na lepsze. Każdy przyzna, że nasze miasta i miasteczka, nasze mieszkania i biura, a w końcu i my sami wyglądamy teraz ładniej i schludniej niż 20, 30 lat temu. Równie często jednak są to tylko pozorne zmiany na lepsze. Szarobure garsonki z PDT zastąpiły białe kozaczki, haftowane dżinsy czy kolorowe bluzeczki z chińskiego importu, bijące z dala po oczach cekinowymi napisami Versace lub Dolce&Gabbana. Zadeptane trawniki zamieniły się w trawniki wprawdzie bujnie rosnące (odżywki!), ale całe zasłane psimi kupami, co widać dopiero z bliska. Pustawe witryny sklepowe zastąpiły witryny do bólu przeładowane, popękane płyty chodnikowe i asfaltowe połacie – kostka Bauma, meble na wysoki połysk – stoły i szafki udające, że są zrobione wyłącznie z naturalnych drewnianych desek, a skromne neony – zastąpione zostały przez potężne billboardy.

Polityka 31.2010 (2767) z dnia 31.07.2010; Temat z okładki; s. 30
Reklama