Premier Władimir Putin, który osobiście wizytuje pogorzeliska, zapowiada, że wszystkie spalone wsie zostaną odbudowane jeszcze przed jesiennymi chłodami. Nie szczędzi obietnic, bo wraz z suszą narasta rosyjski gniew: na potężną chmurę gryzącego dymu, która wdziera się nawet do moskiewskiego metra, na wieloletnie zaniedbania i na bezsilność 155 tys. strażaków i żołnierzy, którzy nie potrafią okiełznać ognia. Rządzący krajem w tandemie premier Putin i prezydent Dmitrij Miedwiediew starają się więc udowodnić, że kontrolują sytuację. Putin zakazał eksportu pszenicy z Rosji, bo w tak suchym roku plony będą wyjątkowo niskie. Miedwiediew z kolei obsztorcował dowództwo floty, zachęca też do ofiarności na rzecz poszkodowanych, sam przekazał równowartość 35 tys. zł.
Rosyjska telewizja pokazuje spotkania Putina ze zrozpaczonymi pogorzelcami, którzy publicznie oskarżają władze o nieporadność. W Rosji takie obrazki należą do rzadkości.