Archiwum Polityki

Katolicy i zapateryści

Ostatnie konflikty polityczne postawiły z nową ostrością sprawę stosunków między państwem a Kościołem.
Inauguracja prezydentury Bronisława Komorowskiego była katolicka. Prezydent przypieczętował swą przysięgę słowami „Tak mi dopomóż Bóg”, wziął udział w uroczystej mszy w intencji Polski i jego prezydentury, przystąpił podczas niej do komunii. Odwołał się do wspólnoty ponad podziałami, a katolicki znaczy przecież powszechny. Do tak rozumianej katolickości nawiązał też podczas mszy w katedrze warszawskiej metropolita abp Kazimierz Nycz. Łagodziło to nieco fatalne skutki ostrego wejścia Kościoła w politykę po stronie Jarosława Kaczyńskiego w kampanii prezydenckiej. Fatalne i dla Kościoła, i dla naszej demokracji. Rzecz nawet nie w tym, że Kościół angażuje się po stronie tej, a nie innej formacji politycznej, ale w tym, że w ogóle włącza się do gry partyjnej. Byłby z tym taki sam problem, gdyby w ten sposób, w jaki poparł Kaczyńskiego, poparł Komorowskiego.

Odpryskiem tego problemu upolitycznienia, a może wręcz upartyjnienia Kościoła, jest nadal nierozwiązana sprawa krzyża przed Pałacem Prezydenckim. Znak religijny został włączony do bieżącej walki politycznej. Może nie takie były intencje, ale tak się to rozwinęło. Odpowiadają za to politycy PiS, lecz także Kościół instytucjonalny, bo grał na zwłokę, zamiast wyraźnie odciąć się od tych manipulacji. Ocierają się one o profanację, gdyż niszczą chrześcijański sens krzyża. Nie trzeba być teologiem czy duchownym ani nawet wierzącym, by to dostrzec.

W naszych czasach obrona krzyża polega na przypominaniu jego właściwego – uniwersalnego – religijnego i kulturowego sensu, a nie na robieniu z krzyża narzędzia konfrontacji. Wielką lekcję tej nowoczesnej teologii krzyża dał II Sobór Watykański i Jan Paweł II. Dzięki niej katolicyzm wrócił do głównego nurtu współczesności.

Polityka 33.2010 (2769) z dnia 14.08.2010; Temat tygodnia; s. 15
Reklama