– Słyszeliście, co powiedział Mariusz Błaszczak? Że powinniście się podać do dymisji: wy no i jeszcze Sikorski, Arabski i Klich.
– Myślisz, że mówi poważnie? – bagatelizował prezydent.
– Błaszczak i tak jest łagodny, prezes Kaczyński jest zdania, że powinniście na zawsze zniknąć z polskiej polityki, a może i z Polski.
– Ale co myśmy takiego zrobili, żeby od razu na zawsze? – zamyślił się premier.
– No, panowie – kontynuował marszałek – jesteśmy sami, to możemy mówić prawdę. Ty, Bronek, jednak zostałeś wybrany przez nieporozumienie. Gdyby ludzie wiedzieli, że tak naprawdę jesteś wrogiem krzyża, tobyś dostał tyle głosów co Napieralski.
– Kaczyński też oszukiwał w kampanii, udawał kogoś innego.
– Ale jednak nie zaprzeczysz, między nami mówiąc, że to PiS historia uczyniła jedynym depozytariuszem wartości narodowych. Kaczyński, Błaszczak, Ziobro są absolutnie czystymi Polakami, a ty podobno miałeś w rodzinie jakiegoś bolszewickiego żołnierza. Sam wiesz, ile naszą partię kosztowała historia z dziadkiem Donalda.
– Ale jak to sobie wyobrażasz?! Jak miałbym zrezygnować?! Co powiedzieć milionom moich wyborców?
– Wystarczy, że zacytujesz Błaszczaka, przyznasz, że to ty ponosisz moralną i polityczną odpowiedzialność za ten przemysł pogardy itd., no, chyba czytasz Błaszczaka?
– Grzegorz – odezwał się milczący dotąd premier – znasz konstytucję, wiesz, kto by został prezydentem po dymisji Bronka?
– Drugi w kolejności w wyborach, czyli Jarosław.