Archiwum Polityki

Obcy na Mazurach

Jerzy Skolimowski mówi o „Essential Killing”, że to dziwny film. Nie wiadomo, gdzie i kiedy się dzieje, w dodatku główny bohater w ogóle się nie odzywa. Dla jury weneckiego festiwalu wszystko było jednak jasne, skoro nagrodziło naszego reżysera Nagrodą Specjalną.
Po pierwszym z weneckich pokazów „Essential Killing” szybko rozeszła się fama, że film może być jednym z głównych faworytów do Złotego Lwa. Cytowano wypowiedzi zachwyconych zachodnich krytyków i dziennikarzy. Sam Jerzy Skolimowski zachowywał jednak pokerową twarz. „Musimy pamiętać o tym, że przewodniczącym jury jest Amerykanin Quentin Tarantino – przekonywał. – To taki proamerykański Amerykanin, a mój film proamerykański nie jest”. Obawy okazały się jednak niesłuszne, jury przyznało Skolimowskiemu swoje specjalne wyróżnienie, nagrodziło też rolę Vincenta Gallo, który nieraz dawał dowody, że nie przepada za twórcą „Pulp Fiction”. „Tarantino musiał naprawdę się przełamać, zwyciężyła w nim dusza artysty. Chwała mu za to” – komentował nagrodę dla aktora polski reżyser. Niewiara Skolimowskiego w obiektywizm przewodniczącego była zatem bezzasadna. Warto przypomnieć, że sześć lat wcześniej, gdy Tarantino przewodził obradom jury w Cannes, zwyciężył jawnie wymierzony w amerykański rząd dokument Michaela Moore’a „Fahrenheit 9.11”. Wyróżnienie dla „Essential Killing” było zatem do przewidzenia, podobnie jak Złoty Lew dla Sofii Coppoli (co nie jest tajemnicą, byłej dziewczyny Tarantino). W dodatku Skolimowskiego wyróżniono podwójnie, łamiąc tym samym regulamin festiwalu.

Trudno byłoby jednak pominąć rolę Vincenta Gallo, z którym zresztą nasz reżyser nie miał na planie lekko, o czym opowiada teraz w wywiadach. Rezultat jest jednak imponujący, a zadanie było naprawdę wyjątkowo trudne, jest to bowiem rola niema. (Obecnie możemy oglądać Gallo w pokazywanym w polskich kinach filmie Francisa Forda Coppoli „Tetro”).

Jak tryumf Skolimowskiego przyjęła wenecka publiczność festiwalowa? Były oklaski, lecz nie wszyscy bili brawo, a część zgromadzonej w Sale Grande publiczności nawet gwizdała.

Polityka 38.2010 (2774) z dnia 18.09.2010; Ludzie i obyczaje; s. 110
Reklama