Niemcy, po pięciu latach od poprzedniego wielkiego wysiłku, znów przymierzają się do Rady Bezpieczeństwa Narodów Zjednoczonych. Ambicjami sięgają, jak wiadomo, stałego członkostwa (razem z trójką wielkich nieobecnych: Japonią, Indiami i Brazylią), ale na razie powalczą o jedno z 10 niestałych miejsc, rotacyjnie zmienianych co dwa lata. Czyli chwilowo, zamiast pierwszej klasy (z prawem weta), zadowolą się klasą turystyczną (bez takiego prawa) – ironizuje „Spiegel”. Konkurentami są Kanada i Portugalia, a październikowe głosowanie poprzedzi kampania agitacyjna w Nowym Jorku poprowadzona przez kanclerz Merkel i ministra Westerwelle.
Polityka
39.2010
(2775) z dnia 25.09.2010;
Flesz. Ludzie i wydarzenia;
s. 12