Ale formacja premiera Tayyipa Erdogana wyszła z tego obronną ręką. Poprawki poparło 58 proc. Turków. Niepokonana od 2002 r. AKP wydaje się nie do pobicia w przyszłorocznych wyborach. Opozycja nie ma bowiem pomysłu na rządzenie. Gwiazda Kemala Kilicdaroglu, nowo upieczonego przywódcy Republikańskiej Partii Ludowej (CHP), dla którego referendum stało się osobistą porażką, powoli gaśnie. Jednak w oczach wielu tureckich sekularystów, ubolewających nad bezradnością partii opozycyjnych, tylko jeden człowiek ma dziś realne szanse zagrozić Erdoganowi. I mniejsza z tym, że nie żyje od ponad 70 lat. Właśnie Atatürk. Mówi się, że Unia Europejska potrzebuje przywódcy z takim autorytetem, że mógłby sam zatrzymać ruch w wielkim mieście. Turcja takiego już ma.
Dokładnie o 9.05 rano 10 listopada 15-milionowy Stambuł uczci kolejną rocznicę odejścia Mustafy Kemala Atatürka. Wraz z dźwiękiem syren przeciwlotniczych największe miasto Europy, jak co roku, stanie w miejscu. Pędzący ulicami ludzie zastygną jak zaczarowani. W szkołach, fabrykach i urzędach zalegnie cisza.
Nie ma się co dziwić. To wszak Ojciec Turków – tak bowiem brzmi tłumaczenie nazwiska, które Mustafa Kemal przybrał w latach 30. To on ograniczył władzę sułtana, pozwalając mu zachować tytuł kalifa, przywódcy wiernych, po to tylko, by zaledwie dwa lata później rozmontować 1300-letni kalifat raz i na zawsze.