Archiwum Polityki

Piotrze wróć!

Gdyby nie ta głupia śmierć, która nas wszystkich czeka i ślepo dopada znienacka, miałby dzisiaj Piotr Skrzynecki, urodzony w Warszawie (o czym Krakusy starają się zapomnieć) 12 września 1930 r., osiemdziesiąt lat. Christian Millau, słynny francuski dziennikarz, pisarz, krytyk literacki, a przy okazji znawca win, rówieśnik Piotra, na pytanie, czy wierzy w Boga („Le Figaro Magazine” 11.09.2010), odpowiedział: „Jestem przekonany, że Bóg ma brata bliźniaka. Jeden zajmuje się ptaszkami, a drugi jest opiekunem łajdaków”. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że Piotra zabrał nam ten drugi. Czy gdyby żył Piotr, Rzeczpospolita byłaby inna? Bez chwili wahania udzielam odpowiedzi twierdzącej.

W oparach wódki, która zastąpiła młodopolskie: absynt, alasz i arak, stworzyła Piwnica pod Baranami swoisty styl przeciwstawiania się zreglamentowanej przez reżym rzeczywistości. Szyderstwo, poza rzadkimi wyjątkami, zasadzało się w nim na lekceważeniu i wzruszeniu ramion. Wy gadacie z mównic, a my śpiewamy swoje, jakby was nie było. Żeby jednak taki głos był słyszalny, bo w końcu ramionami może wzruszyć każdy, rzecz oparta być musiała na najwyższym, niemożliwym do zakwestionowania ani pominięcia, poziomie artystycznym, muzycznym, literackim i w końcu filozoficznym. Tu właśnie czuwał Piotr ze swoim niebywałym wyczuciem granic, które dzielą kicz i dowcipkarstwo od satyry i sztuki.

Już w latach 60., co trwało i w 70., stała się Piwnica pod Baranami bez mała narodową instytucją, którą władze szykanowały na mnóstwo przyziemnych sposobów, ale ze względu na lansowany wizerunek socjalizmu z ludzką twarzą, a także rosnącą wciąż międzynarodową już sławę niektórych artystów nie poważały się na sięgnięcie do ostatecznych środków.

Polityka 39.2010 (2775) z dnia 25.09.2010; Stomma; s. 112
Reklama