Archiwum Polityki

Długodystansowcy

Spytaliśmy trójkę najdłużej rządzących w Polsce samorządowców, którzy startują też w najbliższych wyborach, jaka jest ich recepta na sukces wyborczy (1) i co sądzą o propozycji PiS, by wójtowie, burmistrzowie i prezydenci mogli rządzić najwyżej dwie kadencje (2).

 

Kazimiera Goławska (rocznik 1938), wójt 17-tysięcznej gminy Łuków (woj. lubelskie), dziekan w korpusie wójtów. Rządzi od 1973 r.

1
Nigdy nie kryłam się ze swoją lewicowością, ale politycznych rozgrywek na szczebel lokalny nie wprowadzałam. Trzeba otaczać się kompetentnymi ludźmi, którzy sobie wzajemnie ufają i nie knują za swoimi plecami. Nie można kłaniać się tylko jednym, bo wtedy człowiek wypina się na drugich.

2
To idiotyczny pomysł. Przez pierwszą kadencję jeszcze za wiele się nowy włodarz nie nauczy, w drugiej zacznie realizować program dla swoich mieszkańców i już będzie musiał pożegnać się z urzędem. Na tym stracą przede wszystkim mieszkańcy, którzy w razie czego mogą w referendum odwołać słabego wójta czy burmistrza.

 

Stanisław Zieliński (rocznik 1943), wójt 3,5-tysięcznego Ustronia Morskiego (woj. zachodniopomorskie). Rządzi od 1982 r.

1
Od kiedy w 2002 r. wójta, burmistrza i prezydenta wybiera się bezpośrednio, to zawsze wygrywałem w pierwszej turze. Trzeba być wiarygodnym. Jak chce się reelekcji, to trzeba mniej obiecać, a więcej zrobić. Ja powiedziałem moim urzędnikom, że wszystkie sprawy moich mieszkańców mają być załatwione na tak. A jeśli się nie da, to interesant musi z urzędu wyjść z przekonaniem, że naprawdę nie dało się tego załatwić.

2
Jeśli mieszkańcy, którzy przecież obserwują mnie na co dzień, chcą, bym dalej zajmował się ich sprawami, to nikt nie powinien im tego zabronić.

Polityka 40.2010 (2776) z dnia 02.10.2010; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 8
Reklama