Archiwum Polityki

Generał eksportowy

Gen. Mieczysław Bieniek ukończył AWF ze specjalizacją z windsurfingu. Dowódcze stanowisko w kwaterze NATO w Norfolk będzie wymagało od niego sporo kunsztu w utrzymaniu się na fali.
Koledzy śmieją się, że z racji niskiego wzrostu trudno go zauważyć, ale za to łatwo poznać. Gen. Mieczysław Bieniek na spotkanie przychodzi w nieodłącznych okularach przeciwsłonecznych ray ban typ awiator ze złotymi oprawkami, w ciemnej marynarce ze znaczkiem wojsk powietrzno-desantowych i precyzyjnie przyciętym wąsem. Taki wizerunek stworzył 25 lat temu i bardzo go pielęgnuje. Jak podkreślają jego koledzy, w kwestii pielęgnowania swojego wizerunku nie ma sobie równych w polskiej armii. Rozmowę prowadzi się trudno, bo co chwila dzwoni któryś z jego telefonów. – Proszę pozdrowić ministra, co słychać u biskupa, obiecuję, że oddzwonię do szanownego pana generała – rzuca co chwilę do słuchawki. A jak nikt nie dzwoni, to generał sam sięga po telefon, bo właśnie mu się przypomniało, że ma zadzwonić do zaprzyjaźnionego byłego szefa sztabu Federacji Rosyjskiej. Po takim spotkaniu nie bardzo wiadomo, o czym była mowa, ale na pewno wiadomo, że rozmawiało się z kimś ważnym.

I nie ma w tym grama przesady, bo tak się składa, że na pięciu najważniejszych dowódców w polskiej armii dwóch to protegowani gen. Bieńka, a jeden to jego bliski znajomy. Paradoksalnie on sam nigdy nie sprawował najwyższych stanowisk w wojsku polskim. Kierownictwo MON już dawno uznało, że to nasz najlepszy towar eksportowy, i obsadzało nim najważniejsze stanowiska zagraniczne.

Powierzenie mu stanowiska zastępcy dowódcy w Dowództwie Strategicznym NATO w Norfolk to ukoronowanie jego kariery. Ale też największy test przydatności. – NATO wykrwawia się finansowo w Afganistanie. Cięcia wydatków są nieuniknione. Lansowana jest koncepcja, że trzeba wzmacniać mięśnie sojuszu, a obcinać jego tłuszczyk.

Polityka 40.2010 (2776) z dnia 02.10.2010; Kraj; s. 22
Reklama