Władysław Gollob sam chciał uprawiać sport motorowy na serio, tyle że w czasach jego młodości – drugiej połowie lat 50. – nie było warunków. Rywalizacja na torach miała być formą promocji przemysłu motoryzacyjnego, ale czynniki decyzyjne przychylnym okiem spoglądały tylko na rajdy patrolowe, wzmagające wśród uczestników czujność oraz obywatelską postawę. Tor żużlowy na terenach gdańskiej Stoczni Północnej Władysław z kolegami budowali własnoręcznie i ścigali się tam, na czym popadło, nawet motocyklami trójkołowymi, z koszami. W motocrossie startowali na Junakach, ważących pod 200 kg, które nie wytrzymywały zderzenia z fałdami terenu i więcej było napraw niż jazdy. Gollob senior z tego powodu nie narzekał, bo grała w nim mocno żyłka techniczna, do tego był uparty i dociekliwy, więc czuł satysfakcję, gdy mógł sobie powiedzieć: Władek, sprzęt nie ma przed tobą tajemnic.
Środowisko nie było duże, Gollob cieszył się renomą fachowca prima sort, ze znajomościami w legendarnej fabryce Javy w Diviszowie, a zatem dojściem do części, które na zwykłą sklepową półkę nie miały prawa trafić.