Archiwum Polityki

Janek Muzealnik

Niedawno Nelly Rokita udzieliła dziennikowi „Polska The Times” obszernego wywiadu, w którym szczegółowo opowiada o swoich ostatnich dokonaniach, m.in. o tym, że w second handzie w Londynie udało jej się kupić rękawiczki. „Kosztowały tylko 7 funtów. W Polsce bym takich nie kupiła”, przyznała. Duża część rozmowy poświęcona jest także mężowi posłanki PiS, który – jak wynika z jej słów – wciąż jeszcze nie doszedł do siebie po szeroko opisywanym przez światowe media horrorze w samolocie Lufthansy.

Pani Nelly nie kryje, że jej mąż jest dziś człowiekiem trudnym, a na pytanie, co robiła z nim w Londynie, odpowiada szczerze: „No, co można robić z Jankiem?”. Jak przyznaje, chodzili po muzeach, ale niestety, „on trzy godziny ogląda dwa obrazy. Ja już zdążę przejść całą galerię, a on jeszcze stoi, patrzy i myśli. Nie jest łatwo wytrzymać”.

Niewiele lepiej szło robienie zakupów, bo „Janek traktuje sklepy jak muzea, godzinami chodzi i ogląda”, chociaż, gdy już decyduje się coś kupić, „to wybiera rzeczy tylko dobrej jakości”. Bystremu czytelnikowi nasuwa się w tym momencie przypuszczenie, że być może właśnie upodobanie do wyrobów dobrej jakości było powodem, dla którego Jan Rokita wybrał swego czasu Platformę Obywatelską i przestał się w niej udzielać, gdy tylko dostrzegł duży spadek jakości tej formacji.

Z wywiadu wynika, że ciekawym rysem Jana Rokity jest jego niechęć do bałaganu. „Janek musi mieć w domu porządek, wszystko układa, sprząta (...), krzyczy, jak coś wyleję, przewrócę”, ujawnia pani Nelly. W takich sytuacjach charakterystyczna dla wizyt w muzeach powolność Jana Rokity natychmiast znika. „Jeszcze nie zdążę wejść do kuchni, a on już leci z miotełką i mówi, że znowu nakruszyłam”, skarży się pani Rokita.

Polityka 40.2010 (2776) z dnia 02.10.2010; Fusy plusy i minusy; s. 103
Reklama