Archiwum Polityki

Lepiej pomóc

W walkę z biedą angażują się już nie tylko rządy i organizacje. Włączyli się w nią szeregowi konsumenci i prywatni darczyńcy.
Hayk Saharjan, rolnik ze środkowej Armenii, sfotografował się w sadzie na tle skrzynek z jabłkami. Ma żonę, trójkę dzieci i chce zbudować przechowalnię owoców. Handluje nimi w okolicach górskiej wsi Arteni. Brakujące 2,5 tys. dol. zbierał przez cały wrzesień, pożyczyli mu Nigel z Kuala Lumpur, Eli z Nowej Zelandii, kilkudziesięciu Amerykanów, Europejczyków i Australijczyków, razem 71 osób z czterech kontynentów. Do Hayka dotarli przez kiva.org, stronę internetową fundacji pośredniczącej w udzielaniu niewielkich pożyczek osobom z krajów nierozwiniętych. Wystarczyło, by Nigel, Eli i reszta zauważyli anons sadownika (przyciągnęło ich zdjęcie oraz opis sytuacji rodzinnej) i wpłacili przynajmniej po 25 dol. na poczet kredytu. Teraz mogą trzymać kciuki za powodzenie biznesu i czekać na zwrot powierzonego kapitału.

Kiva to jedna z tysięcy instytucji z branży mikrokredytowej, które łączą potrzebujących w biednych krajach z chcącymi pomóc w krajach bogatych. W mikrokredytach specjalizują się również banki, na czele z bangladeskim Grameen, który wraz ze swoim twórcą Muhammadem Yunusem dostał w 2006 r. pokojową Nagrodę Nobla. Niezależnie od motywacji przekazującego, kapitał trafia przede wszystkim do osób, które nie mogą pochwalić się ani zdolnością kredytową, ani żadnym majątkiem. Niekiedy wiarygodność klienta muszą potwierdzić poręczyciele, gdzie indziej kredytobiorca powinien udowodnić, że potrafi co tydzień oszczędzać nawet maleńkie kwoty. Grameen promuje z kolei pożyczanie grupowe, gdzie wspólnicy – zazwyczaj sąsiedzi i znajomi – dyscyplinują dłużników. W efekcie spłacanych jest aż 95 proc. mikropożyczek.

Mikrokredyty są jedną z niewielu form pomocy, która dociera bezpośrednio do zwykłych ludzi, a zamiast uzależniać, usamodzielnia.

Polityka 42.2010 (2778) z dnia 16.10.2010; s. 6
Reklama