Archiwum Polityki

Mikro z in vitro

W tym roku odbywały się, jak wiadomo, futbolowe mistrzostwa świata w RPA. Mecze w godzinach europejskich, bo ten sam południk, ale nie oglądałem z powodów pryncypialnych: Francja znalazła się w finałach przez oszustwo. Uparłem się, że będę zasadniczy. Głupi znaczy – „bo to zawsze jest najgłupsze, kiedy się kto przy czym uprze” – jak pisał Boy. A potem, gdy Francja już odpadła, nie wygrywając żadnego meczu (jednak los to jest taka metafizyczna jakość, że proszę siadać), to ja jednak nie siadłem i nie oglądałem. Nie do zniesienia było to nieprzerwane wycie na wuwuzelach.

Stary jestem, wiem, i to jest zapewne główna przyczyna moich dyskomfortów, ale czytałem na przykład, że drużyna siatkarek z polskiej ligi, która zajęła ostatnie miejsce w rozgrywkach i spadła do ligi niższej, zaproponowała drużynie wicemistrzowskiej, że – uwaga! – kupi jej miejsce, bo ma na to pieniądze. Nie wiem, jak się to skończyło, bo przestałem oglądać mecze siatkówki kobiet. A kto nie wie, niech się dowie, że szef prokuratorów antydopingowych we włoskim komitecie olimpijskim, 78-letni prawnik Ettore Tori, ogłosił niedawno wiadomość następującą: od 1995 r. nie odbył się ani jeden wyścig wolny od skandali związanych z nielegalnym farmakologicznym wspomaganiem się kolarzy ze ścisłej czołówki. W Polsce jest trochę lepiej – 17 proc. uczniów nie kupuje dopalaczy, a oficjalnie nie kupuje ich nawet 42 proc. Jednak z tych 42 proc. tylko niecały 1 proc. jeździ na rowerach, więc trudno porównywać włoskich kolarzy z polskimi uczniami. Wspólne jest jednak to, że włoski rząd nie daje sobie z tym zupełnie rady i polski rząd będzie musiał wziąć z niego przykład.

Sprawa Krzysztofa Olewnika znów się na moment pojawiła z powodu kanapy stojącej od 9 lat w tym samym pokoju, z którego porwano tego człowieka.

Polityka 42.2010 (2778) z dnia 16.10.2010; Tym; s. 113
Reklama