Archiwum Polityki

Warszawo, pomóż!

W czterech szpitalach na Podbeskidziu zakończył się po trzech tygodniach protest pielęgniarek domagających się wyższych uposażeń. Czy podpisanie porozumienia byłoby możliwe bez kilkudniowej pikiety Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych przed gmachem Ministerstwa Zdrowia i bez groźby strajku generalnego w całej Polsce? Czy odtąd każdy lokalny spór o pieniądze w ochronie zdrowia będzie musiał docierać aż do Warszawy, by strony mogły się porozumieć? Najwyraźniej tak, zwłaszcza w roku wyborczym.

Od 11 lat szpitale są samodzielne i wyłącznie od ich dyrektorów zależy wysokość pensji personelu, co jest najczęściej pochodną umowy ze związkami zawodowymi oraz wysokości kontraktu zawartego z wojewódzkim oddziałem NFZ. Ale kolejni ministrowie zdrowia, choć oficjalnie wzbraniają się przed ingerencją w lokalne protesty, pod presją pikiet i mediów zawsze ulegali związkom zawodowym i włączali się w negocjacje. Przed kamerami osobiście w nich uczestniczyli lub – już mniej oficjalnie – wystarczył telefon z ministerstwa do NFZ z nakazem podwyższenia kontraktu. Taka praktyka nauczyła związkowców, że jeśli dyrektor stawia opór, trzeba postraszyć go Warszawą. W 2010 r. z tą taktyką będziemy mieli pewnie jeszcze nieraz do czynienia. PAW

Polityka 10.2010 (2746) z dnia 06.03.2010; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 6
Reklama