Archiwum Polityki

Desakralizacja Kapuścińskiego?

Trzy lata po śmierci pisarza i reportera, za życia otoczonego kultem, wespół w zespół zdejmują go z cokołu: ulubiony uczeń, wdowa i część środowiska zmęczona wielkością zmarłego.
Myślę o tej części środowiska, która z lubością posiłkuje się lustratorskimi instrumentami. Jak to się skończy, nie wiadomo. Nie można wykluczyć, że nagły przypływ zainteresowania zmarłym zaowocuje nowymi wydaniami dzieł zebranych. Bo cokolwiek by powiedzieć o tej wielowymiarowej awanturze, twórczość Kapuścińskiego wytrzyma próbę czasu i będą po nią zapewne chętnie sięgać także jutro nowi czytelnicy.

Można się spierać i zastanawiać, czy Artur Domosławski, autor biografii zmarłego, nie pospieszył się nadmiernie z jej napisaniem i wydaniem i czy żona nie popełniła błędu, wytaczając przeciwko napisanej już książce najcięższe armaty. Jakkolwiekby jednak patrzeć, mleko się wylało i klamka zapadła. Teraz już sami czytelnicy i fani pisarza, o ile zechcą, zmierzą się z bezprecedensową książką biograficzną o tak lubianym twórcy.

Problem Kapuścińskiego polega na tym, że urodził się w niewłaściwym kraju i czasie. A przyszedł on na świat siedem lat przed II wojną w dziś białoruskim, a wtedy polskim Pińsku. Pińsk jest niepisaną stolicą Polesia i jego bagien – chyba największych w Europie. Jest miastem, które przed wojną mogło uchodzić za symbol polskiej biedy i polskiego zacofania. Ten fakt musiał na Ryszarda Kapuścińskiego wpłynąć w sposób zasadniczy, bowiem po 1945 r., gdy znalazł się w zburzonej Warszawie, stał się, jak tysiące jemu podobnych, fanem Polski Ludowej i powojennej rzeczywistości. Wyżywał się w działalności w szeregach ZMP, wstąpił do PZPR i wierzył w humanistyczne przesłanie socjalizmu.

W tym okresie podobało mu się prawie wszystko, co robiła partia i ludowy rząd. Ponieważ od dziecka był bardzo zdolny, więc jako kilkunastolatek – jeszcze uczeń – zaczął pisać do „Sztandaru Młodych”, organu ZMP.

Polityka 10.2010 (2746) z dnia 06.03.2010; Ogląd i pogląd; s. 14
Reklama