Młody, zdolny rysownik z Burbank, Burton stawiał swoje pierwsze zawodowe kroki w wytwórni Walta Disneya. Szybko jednak odszedł, aby realizować własne autorskie projekty – inne od świata sztucznych, landrynkowych jelonków Bambi i dalmatyńczyków. Burtona pociągała dickensowska, tragiczna wizja rzeczywistości, której smutek równoważył groteskową formą, czerpiąc swobodnie z niemieckiego ekspresjonizmu, kina niemego, a najwięcej z tandetnej, kiczowatej estetyki kina klasy B połowy ubiegłego wieku.
Jednym z ulubionych filmów Burtona jest na przykład horror science fiction „The Brain That Wouldn’t Die” (Mózg, który nie może umrzeć) niejakiego Josepha Greena o nawiedzonym profesorze, który przeszczepił po wypadku samochodowym głowę swojej narzeczonej. Ogromną sympatią darzył również Edwarda Davisa Wooda Jr., pośmiewisko Hollywoodu, twórcę pozbawionej smaku i gustu głupawej historyjki „Plan 9 z kosmosu”, w której lądujące na cmentarzu UFO udawały podwieszane na linkach przedszkolne zabawki. Autorowi tego amatorskiego dzieła, uznawanego niegdyś za najgorszego reżysera świata, a obecnie za postać kultową, Burton poświęcił nawet czarno-białą melancholijną komedię „Ed Wood”. Dostrzegł w nim cechę największych grafomanów i geniuszy, a mianowicie nieuznającą żadnych ograniczeń i przeszkód radość tworzenia.