Nie da się ukryć, że afera hazardowa ukazała narastający problem lekceważącego i przedmiotowego traktowania polityków przez biznesmenów. Smutne, że po okresie, gdy oba te środowiska współpracowały ze sobą kulturalnie i po partnersku, obecnie u części biznesmenów doszła do głosu arogancja granicząca z chamstwem. Politycy deklarują, że nie zamierzają dłużej przymykać oczu na sposób, w jaki ci biznesmeni z nimi rozmawiają, zwłaszcza że stenogramy z tych rozmów są potem upubliczniane i szeroko komentowane. Ich zdaniem biznesmeni stali się nieuprzejmi, w rozmowach używają prymitywnego języka pełnego obraźliwych słów, zdarza się nawet, że kontaktują się z politykami poprzez swoje sekretarki. – To żenujące, jeśli się weźmie pod uwagę, że one dzwonią z poleceniami do ludzi, którzy są ministrami czy dyrektorami departamentów – oburza się jeden z posłów.
Wielu polityków skarży się na upokarzającą formę kontaktów z biznesmenami. – Kiedyś spotykaliśmy się na jachtach, wystawnych imprezach lub na golfie. Dzisiaj jesteśmy ciągani po cmentarzach, stacjach benzynowych i parkingach przed supermarketami. Jesteśmy traktowani jak popychadła, chłopcy na posyłki – skarży się pragnący zachować anonimowość niezależny senator i przypomina przypadek b. ministra Kaczmarka, który po otrzymaniu telefonu od biznesmena Ryszarda Krauze musiał się po pracy fatygować do niego na 40 piętro hotelu Marriott, w dodatku klucząc przy tym tak bardzo, że aż zapomniał, po co tam poszedł.