Archiwum Polityki

Przykazania dobrego zmyślania

Jak to się robi, żeby ludzie oglądali seriale

Scenariusze polskich seriali powstają w kilkuosobowych zespołach. Przeciętnie co dwa miesiące scenarzyści spotykają się na story meeting, żeby rozpisać w punktach i ogólnikowo wątki strategiczne (story line), które poniosą fabułę na kilkadziesiąt odcinków. Resztę czasu spędzają w domach, rozwijając wątki w szczegółach. Standardowo jeden serial wymyśla sześć osób - każdy po jednym odcinku tygodniowo (około 20 stron, kilkanaście scen). Wykształcił się już zawód wymyślacza serialowego życia. Nie są to literaci z powołania, lecz technolodzy zmyślania - absolwenci marketingu, finansów, dziennikarze, lekarze, matki wychowujące dzieci.

Wydawałoby się, że siłą zmyślanych przez nich historii jest prawda psychologiczna. Ale nie do końca - jeszcze ważniejsza jest prawda komercyjna, mierzona oglądalnością. Aby ludzi przykuć do foteli przed telewizorami, trzeba umiejętnie sterować wydarzeniami na ekranie. Trzeba manipulować emocjami widza tak, by go uwieść i zahipnotyzować.

Technicy wymyślania stosują kilka prostych chwytów. Widza nie może znudzić żaden wątek, nawet ten o starych, nierokujących fabularnie Mostowiakach z „M jak miłość". Z jednej strony bohater nie może zrobić nic takiego, po czym widz straciłby do niego sympatię, ale z drugiej, dla dobra akcji, nie może być tak przewidywalnie dobry jak Marynia Połaniecka. Musi czasem odskoczyć od pozytywnego schematu. Przy tym wszystkim fikcja powinna mieścić się w granicach prawdopodobieństwa.

Prawdziwi fani seriali nie ograniczają się do nabijania słupków oglądalności. Piszą listy, podpowiadając zmyślaczom swoją psychologiczną prawdę. I głosują w konkursie Telekamery. Za najlepszy serial 2008 roku uznali „Barwy szczęścia" (TVP2).

Pierwsze: cudzołóstwo - tylko dla mężczyzn

Scenarzyści „Barw szczęścia" spotykają się na rozpisanie perypetii bohaterów w kolejnych odcinkach. Story line musi zwyciężyć w zwarciu (konkurencji). Ilona Łepkowska, współproducent, dostaje esemes z OBOP: wczorajsza oglądalność to 4 mln 150 tys. Rekord środy.
­Omówienie wątku Iza-Rafał (Rafał to lekarz psychopata, bije Izę i zamyka ją w domu).

Tomek, wymyślacz, lat 33, styl metroseksualny, absolwent politechniki: Ten związek warto ciągnąć. Daje „Barwom" rozpoznawalność. Ludzie mówią: to ten serial, gdzie biją żonę.

Maria, wymyślacz, okulary w czarnych oprawkach, wychowuje córeczkę: niektóre związki stają się Brazylią z Wenezuelą (miłość zbyt szczęśliwa). Należy wprowadzić coś, co wywoła u widza uczucia mieszane w stylu: Twoja teściowa wpada do rzeki twoim Jaguarem. Może jedno pójdzie w szkodę (zdradzi), a drugie zmieni kapcie (odejdzie do innego)?

Niedawno w szkodę poszedł Olaf Lubaszenko (Roman, sanitariusz pogotowia, ojciec pięciorga dzieci i mąż Marysi, który przespał się z lekarką Renatą). Widzowie już obejrzeli odcinek, jak Renata (Trzepiecińska) żałuje, że zgrzeszyła. Co z nimi w nowym sezonie?

Wymyślacz, wygląd ekstrawagancki, styl absolwent ASP: Może tak - pewnego dnia Roman wraca z Renatą z wyjazdu pogotowia i jest tak zmęczony, że coś pomylił. Wyznaje Renacie, że Marysia kazała mu spać w gościnnym pokoju na niewygodnej kanapie. Wtedy Renata zadzwoni do Marysi i powie jej, że jest idiotką, skoro tak męża traktuje.

Ilona Łepkowska, najbardziej profesjonalny wymyślacz, czuwa nad psychologiczną prawdą zmyślania. Uważa, że ten pomysł to nonsens: Kobieta, która przyprawiła rogi żonie Romana, ma teraz na nią wrzeszczeć, że ta każe mu spać na kanapie? Stracimy Trzepiecińską, będzie dla widza kurwą, a kurwa to postać nie do uratowania.

Listy do „M jak miłość" w kwestii seksu
„W mojej rodzinie zdarzył się romans z waszego serialu. Ostrzegam: zakończył się tragicznie. Małżeństwo mojego syna trwało 11 lat. Życie synowej to były ciuchy i horoskopy. Gdy zaczęła pracę w starostwie powiatowym, nawiązała romans z 11 lat młodszym gówniarzem (rocznik 1980). Syn w wyniku załamania odebrał sobie życie. Matka".

„Chodzi mi o Martę. Ja się pytam, co to za sędzina, która po lampce wina skacze jak pchła z łóżka do łóżka? Uchowaj nas Boże od takich przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości. W ostatnim odcinku informuje Norberta o ciąży. Jest XXI w., a sędzina reprezentuje ciemnotę seksualną? A co, nie pamięta, kto pomaga jej z dzieckiem? To wam przypomnę: nie Norbert, tylko Rafał, czyli Jacek Poniedziałek. Niech Marta poroni. Tej miłości nie można zabić. Katarzyna z Opola".

„Ja w sprawie Lucjana Mostowiaka. Barbara, 40 lat z nim w pożyciu, niby taka gospodyni, obiady, ciasta, wszystkie koty przyjęte pod dach, a Lucjan nie może iść na piwo? Czy ona nie pamięta, że wziął ją panną z dzieckiem?".


Drugie: romantyczności nie zabijać

Dwa razy w tygodniu scenarzyści spotykają się na zmyślaniu „Samego życia" (Polsat). Miejsce akcji: redakcja w wielkim mieście. To serial aspiracyjny - ludzie nie żyją w ten sposób, ale bardzo by chcieli. Mają tam swoją prowincjonalną przedstawicielkę - Agnieszkę. To zwykła dziewczyna z Dęblina, była gońcem w redakcji, przypadkiem pisze jakiś tekst, ten okazuje się świetny, zakochuje się w niej redaktor naczelny i biorą ślub. Ale to było siedem lat temu. On zginął w wypadku (ponieważ już nie chciał grać redaktora).

Arkadiusz Borowik od siedmiu lat zmyśla dla „Samego życia" tzw. długie piłki (wątki, na których można ujechać kilkadziesiąt odcinków, trzymając widza w nerwach).

Trwa zmyślanie, co dalej z Marysią. Zmyślające w „Samym życiu" kobiety uważają Marysię za - delikatnie mówiąc - mydlaną, w stylu Maryni Połanieckiej. Dla kobiet jej niedzisiejszość polega na infantylności. W Marysi kocha się Zięba, ale ona jest zakochana w kimś, kto ma dwoje dzieci i udając fotografa pojechał do Ekwadoru, żeby przemycać narkotyki, za co został zamknięty (kiepsko grał). Marysia zajmuje się jego dziećmi, których wujkiem jest ów Zięba. Więc w którymś z odcinków Marysia go prosi: zamieszkajmy razem, dzieciom będzie lepiej. Dla kobiet rozpisujących wątek na szczegóły to kretynka. Nie lubią zmyślać scen w stylu: Jest ranek, Marysia wstaje z szeroko otwartymi oczami, dzwoni żona Zięby, a Marysia tłumaczy, że między nią i nim nic nie ma.

Ale z badań wynika, że widzowie „Samego życia" najbardziej lubią nieprawdopodobnie romantyczne historie.

Z powodu zbyt realistycznego odtwarzania rzeczywistości nie kupili natomiast „Dwóch stron medalu" (TVP), który rozgrywał się w zapyziałym klubie sportowym na prowincji, gdyż takie stare boazerie to mają u siebie w domu. Ze względu na to, iż żadna postać nie była idealna, serial okazał się zbyt bliski życia.

Jest w tym serialu scenka z Danielem Olbrychskim, grającym starego boksera, a obecnie stróża w klubie, który trenuje zbuntowanego blokersa (Łysy). Łysego w dzieciństwie zostawił ojciec. Scenka: Łysy wali w worek treningowy, a Olbrychski krzyczy: No, wal, już nie możesz? Widzisz?! Nigdy nie będziesz lepszy niż twój ojciec!

Na zbytni realizm nie wpłynęła niekompetencja wymyślaczy, lecz emocje pana Olbrychskiego. W pierwotnym scenariuszu miał powiedzieć do Łysego: Wiesz, ja znałem twojego ojca, on cię porzucił, to najgorsze świństwo, jakie człowiek może zrobić dziecku. Widzisz, jesteś świetny, będziesz lepszy niż twój ojciec! Ale Olbrychski zrobił awanturę i zmienił swoją kwestię, gdyż zna życie.

List do „M jak miłość" w kwestii romantyzmu:
„Na dowód tego, że w życiu wszystko może się zdarzyć, streszczam historię moich rodziców: Poznali się w 1920 r. na tańcach. Ojciec mój, podoficer, zakochał się na śmierć i życie. Po 10 latach narzeczeństwa zdecydowali się na ślub. Wtedy wyszło na jaw, że mama jest analfabetką, a listy miłosne przez te lata pisała za nią właścicielka wiejskiego sklepu. Nigdy mamy nie porzucił. Czasem z rozpaczy ojciec uderzył ją wojskowym butem z okuciem, ale nie zostawił. Mirosława R., Śląskie".

Trzecie: szanować napięcie

Aktualnie jednym z najbardziej nośnych dramaturgicznie wątków „Samego życia" jest jedna z par. Ów wątek ciągnie napięcie już od czerwca 2008 r., kiedy ona dowiedziała się, że jest w ciąży. Urodziła w nowym serialowym sezonie i rozstała się z partnerem, gdyż okazało się, że nie wiadomo, kto jest ojcem dziecka. Po badaniach DNA okazuje się, że dziecko jest jednak pierwotnego partnera. On odczuwa ulgę, ale nie umie jej wybaczyć. Tymczasem ona chce odejść.

To podręcznikowy przykład długich piłek - zmyśleń mających trzymać widza w napięciu na długo. Bo ludzie nie są zainteresowani wydarzeniem, tylko napięciem, wydarzenie je ucina. Metaforycznie pisze o tym do serialu jeden z widzów: „Większe natężenie emocjonalne ma czekanie na lanie niż ono samo".

Wracając do serialowej pani, która chce odejść od pana. W pierwszej wersji wymyślania dalszego ciągu było tak: on zamyka ją w domu i zabiera klucze. Ale jeden z wymyślaczy, któremu właśnie urodziło się dziecko, ocenił, że tak się zachowuje skurwysyn, żeby wyjść i zamknąć kobietę z maleńkim dzieckiem. Wymyślacze posiadający odchowane dzieci, skupieni na samym napięciu, nigdy by na to nie wpadli. Więc poprawiono: on zabrał jej klucze od domu, gdzie mieszkała, zanim się poznali. Więc obecnie ona nie ma dokąd uciec.

Tygodniowo musi spłynąć 125 minut odcinków „Samego życia". Serial jest dziennikiem (pięć razy w tygodniu, od poniedziałku do piątku), dlatego producenci dopieszczają wymyślaczy, fundując im ekskluzywne wycieczki, gdyż zmiana otoczenia inspiruje. Jeżdżą na Kretę, do Hiszpanii albo do Włoch, żeby na plaży przy drinku ze słomką wymyślić mocne uderzenie wrześniowe, komplikując fabułę rozwojowo. Gdyby ludzie mieli problemy takie jak ci z „Samego życia", pewnie by zwariowali.

List do „M jak miłość" w kwestii komplikacji:
„Jesteśmy już po 60, dlatego doskonale orientujemy się w niuansach, jakie niesie ze sobą życie. Jako kobiety mające za sobą liczny bagaż doświadczeń, najchętniej preferujemy uczucie miłości. Krew nie woda, majtki nie pokrzywa. To slogan, który towarzyszy waszym serialom. Tak w życiu nie ma. Z pewnością sami macie podłe życie. W celu uwznioślenia miłości chętnie przekażemy do scenariusza nasze pożółkłe listy miłosne. W imieniu kobiet z Olbrachowa Krysia S.".

Czwarte: widz to nie dureń

„Barwy szczęścia" to serial wiatropylny tematycznie (pojemny obyczajowo). Twardy dysk (człowiek od szczegółów) pilnuje, żeby zmyślanie było prawdopodobne. Dysk wie, kiedy należy rozwiązać serialową ciążę, w których klasach są dzieci albo że Pyrkowie nie mogą kupić nowej kanapy, bo od kilku odcinków Pyrka się skarży, jak nędznie zarabia.

Dysk ma rozrysowaną drogę, żeby w kamerze bohater nie chodził na przykład do warsztatu Zenka raz w prawo, raz w lewo. Może się pomylić, ponieważ wszyscy bohaterowie mieszkają przy zacisznej uliczce na przedmieściach, do której przyrosło miasto, wraz z nim apartamentowiec Pod sosnami, a ulicę poskładano z kadrów w Józefowie, Zalesiu i Konstancinie. Widz to nie dureń.

Kiedy scenograf pomalował na czerwono ściany w mieszkaniu, które Pod sosnami wynajęli Julia i Paweł (młode małżeństwo na dorobku), ściany przemalowano na pospolity kolor kanarkowy, bo zachowała zdrowy rozsądek Ilona Łepkowska, że niby kto, kupując mieszkanie na wynajem, robi z niego dizajnerski apartament?

Miesiąc temu do Łepkowskiej zadzwoniła agentka Kasi Zielińskiej (w serialu Marta, zdradzona przez męża, wzięła na wychowanie dziecko z tej zdrady, obecnie godzi macierzyństwo z życiem w stylu glamour, bo jest dziennikarką). Dla potrzeb serialu została ufarbowana na rudo, co pasuje do życia w stylu glamour. Z powodu szlachetnej postawy (przebaczenie mężowi i wzięcie dziecka) widzowie nominowali Zielińską do Telekamery w kategorii najlepszy aktor. Agentka pyta, czy Kasia może zmienić fryzurę? Nie może. Etap jej życia w serialu na to nie pozwala. Przecież ciągle narzeka, że nie ma na nic czasu.

Z szacunku dla widza prawo do zmiany fryzur pań na potrzeby serialu zastrzega sobie producent. Przed pierwszym klapsem rozkłada się zdjęcia wszystkich aktorek obok siebie, porównując, czy dostatecznie się różnią, by nie wprowadzać chaosu w wyobraźnię widza. Jeśli się nie różnią, fryzjer Czajka maluje włosy tak, żeby nie było czterech czarnowłosych bohaterek. Widz odczułby dyskomfort. Widz traktuje nowy serial odwrotnie niż starą żonę. Ciężko rzucić stary dla nowego, bo to wymaga wysiłku.

Z szacunku dla widza należy unikać recyclingu. Jeśli ludzie zobaczyliby, jak Teresa Lipowska z „M jak miłość" w innym serialu gniecie ciasto na pierogi dla innego niż Pyrkosz, poczuliby zdradę.

Listy do „M jak miłość" w kwestii niekonsekwencji:
„W otoczenie Steffena Möllera, tego Niemca, co gra rolnika, trzeba wprowadzić gospodynię. Jego dom jest zbyt zadbany, w kawalerskim stanie niepodobna go tak utrzymać. Gosposią mogłabym zostać ja. Zmusza mnie do tego bieda. Poza tym wasze gospodynie wiejskie są zbyt modne. Nikt w kuchni nie chodzi w golfach. Lucyna".

„Ślub Piotra z Kingą nie mógł być potajemny, gdyż jego zawarcie wymaga zgody sądu ze względu na wiek Piotra - ma lat 18, a kodeks wymaga 21. Myślałam, że w następnych odcinkach tę nieważność wykorzysta ojciec Kingi, niechętny Piotrowi. Trzeba się z tego wycofać, prawdy nie można łączyć z fikcją. Pomysł mam taki: wezmą ślub ponownie i zrobią tak jak syn mojej koleżanki, który poprosił gości, by zamiast bukietów przynosili przybory szkolne dla biednych dzieci. Jolanta z Wrzącej".

„Barbara, najstarsza w rodzinie, haruje w domu, a młodzi to co? Tylko przyjeżdżają z miasta i doprawiają surówki? A zagonić młodych do roboty! Ernest, Gdańsk".

Piąte: iluzję zachować

Twardy dysk „Barw szczęścia" ma pytanie: Zbliża się okrągły odcinek. Może widzowi pokazać, jak to się robi od środka?
Ilona Łepkowska: - Ryzykowne. Jak zrobić kulisy, żeby we wnętrzach z tektury nie utopić uruchomionej po stu odcinkach wyobraźni widza?
Gdyż po takich kulisach często przychodzą listy od widzów. Skarżą się: po co to zrobiliście? Chciałam wierzyć, że schody w domu Lubiczów („Klan") prowadzą na piętro, a nie tak donikąd.

Z listów do „M jak miłość" w kwestii iluzji
„Uczymy niemieckiego w śląskich gimnazjach. Obecność Steffena Möllera stanowiła dla nas przykład pozytywny. Mówiłyśmy uczniom: skoro on tak pięknie mówi po polsku, to wy nie możecie po niemiecku? Odkąd nie ma go w serialu, dzieci nie czują, że uczyć się warto, myślą, że Steffenowi znudziła się Polska i chcą zrobić Niemcom na złość. W imieniu germanistek Barbara N.".

„Stefan z Markiem myślą o uprawach ekologicznych. Zapraszam do wstąpienia do nas. Po otrzymaniu atestu będą mogli naklejać specjalne naklejki na swoje ziemniaki. Galicyjskie Stowarzyszenie Rolników Bio - Gleba".

„Mój synek ma na imię Bazyli. Czy moglibyście wpleść to imię do serialu? Wiele osób je negatywnie komentuje. Gdyby postać była pozytywna, mój synek uniknąłby złośliwości. Anna, Wrocław".

Szóste: moje życie jest natchnieniem

Arkadiusz Borowik, zmyślacz, ma umysł wyćwiczony w stopniu graniczącym z chorobą psychiczną. Wszystkie szczegóły ze swojego życia odruchowo przepuszcza przez sito, które odcedza te nijakie zdarzenia od tych mogących być zalążkiem do dramaturgii.

Przykład, jak działa odcedzanie. Scena sprzed tygodnia: Borowik spieszy się na pociąg z Warszawy do Częstochowy, zjadłszy wcześniej ostry kebab na Dworcu Centralnym. W pociągu przypomina sobie, że nie kupił nic do picia. Idzie do Warsu, ale w pociągu nie ma Warsu. Dramaturgia narasta, bo do Częstochowy jest 2 godziny i 50 min. Nagle pociąg staje w środku lasu, gdyż wpadł na stado dzików. Arkadiusz Borowik jest bardziej natchniony niż spragniony. Widzi scenę, jaka w granicach prawdopodobieństwa może się teraz przydarzyć: Może zaraz poznać kogoś, kto uratuje bohatera i będzie to punkt zwrotny w jego życiu, miłość, przyjaźń. I ta woda, symbol, że ktoś leje mu z menażki, a on otwiera oczy...

Więc między zmyślaczem a widzem toczy się dialog. Ludzie proszą w listach o pożyczkę, o pomoc w pogodzeniu rodziny, o wprowadzenie do serialu cukrzycy, depresji, prostaty itd. Scenarzyści biorą te listy na serio. Kiedyś do „M jak miłość" napisał widz z pytaniem, dlaczego w pierwszym odcinku w pokoju Marka Mostowiaka stała perkusja, skoro w dalszych odcinkach nigdy na niej nie zagrał? Wprowadzono więc historyjkę, jak Marek wspomina młode lata, kiedy miał zespół rockowy. Widzowie zwolnili też Simonę z „M jak miłość" (Agnieszka Perepeczko). Byli oburzeni jej rubasznym zachowaniem, w dodatku niestosownym do wieku nienoszeniem stanika. Ale choć w listach widzowie sugerują wprowadzenie do seriali życia, to zbyt prawdziwe widzom się nie podoba. Ma być ciut lepiej, bez starych boazerii, brudnych garów i brzydkich samochodów. W końcu to wymyślacze serialowych scenariuszy upowszechnili w polskich domach ciut lepsze - wizyty z zapowiedzią, włoskie jedzenie, picie herbaty w filiżance, kolorowe ściany, a księża wytykają, że i rozpustę, bo Polak przestał się spowiadać z pozamałżeńskiego seksu.

Ja My Oni „Nie poddawaj się" (90146) z dnia 07.03.2009; Pomocnik Psychologiczny; s. 38
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną