Ania nie lubi niczego wyrzucać. Smutno jej nawet, gdy ma się pozbyć zużytej gąbki. Podejrzewa u siebie zbieractwo. Ale co zrobić, gdy na świecie jest tyle pięknych i przydatnych rzeczy?
Jacek z objazdu rowerem po Warszawie jest w stanie przywieźć nawet 80 kilo jedzenia, ubrań i innych różności. Nie dla siebie – dla bezdomnych. Choć i on czasem skorzysta.
Ada i Szymon co chwilę coś od kogoś biorą, to znów oddają. Na ubranka czy zabawki dla czteromiesięcznej córeczki nie wydali jak dotąd ani grosza.
A Dominika tak zwyczajnie – kocha meble. Od Dominiki całe to dzielenie się zaczęło.
„Lampka z Ikei. Brakuje kilku części. Myślę, że da się je dokupić. Mi brakuje czasu. Oprócz tego sprawna”.
A właściwie zaczęło się od kuchennego okna w jej mieszkaniu, z którego widać było śmietnik. Córki uwielbiały wyglądać przez szybę i gdy tylko na osiedle wtaczała się potężna landara, piszczały: „Mamo, śmieciarka jedzie!”. Chcąc nie chcąc, widziała, co śmieciarka zabiera, a co pod śmietnikiem zalega tygodniami. Warszawa, Saska Kępa, wokół stare mieszkania, a w nich mniej lub bardziej cenne perły polskiego i światowego designu, których co chwilę ktoś się pozbywał.
Pewnego razu, w 2013 r., zauważyła porzucone krzesła – w niezłym stanie, chyba produkcji Radomska. Ale nie mogła ich przygarnąć – małe mieszkanie nie pomieściłoby kolejnego sprzętu. Więc tak spontanicznie zrobiła zdjęcie i wrzuciła na Facebooka z dopiskiem: „Uwaga, śmieciarka jedzie!”. Nie minęło 15 min, a znajomi z sąsiedztwa zabrali krzesła do siebie.
Od czasu tego pierwszego ogłoszenia Dominika Szaciłło, 41-letnia projektantka akcesoriów dziecięcych, absolwentka wzornictwa przemysłowego, z niesłabnącym zainteresowaniem obserwuje, jak jej spontaniczny pomysł zyskuje coraz większy zasięg.