Gatunki wymierały zawsze; w dziejach Ziemi wyginęły ich tysiące. Problem w tym, że jeszcze do niedawna przyczynami wyginięć były zjawiska naturalne: cykliczne zmiany aktywności Słońca i następujące po nich lodowacenia oraz ocieplenia, erupcje wulkanów, upadki dużych meteorytów. Wydarzenia te zmieniały drastycznie klimat na całej lub prawie całej Ziemi i wiele gatunków zwierząt nie potrafiło się do tych zmian przystosować. Dzisiaj zwierzęta giną przede wszystkim z powodu działalności człowieka: nadmiernych wycinek lasów, upraw wielkich monokultur rolniczych, urbanizacji, zaśmiecania środowiska dosłownie wszystkim, czym się da, oraz emisji gazów cieplarnianych, które wpływają na śmiertelnie groźne dla wszystkich zmiany klimatu i sprowadzą na nas w końcu katastrofę o charakterze globalnym.
Słowem – niegdyś wymieranie miało charakter naturalny, dziś jest powodowane ludzką ekspansją, która nie ma charakteru przyrodniczego i jest czymś sztucznym. Istnieją wprawdzie głosy, że obecność człowieka na Ziemi też ma charakter naturalny, ponieważ człowiek jest jak najbardziej częścią natury – nie przybył przecież na naszą planetę z obcej galaktyki – więc i on sam, i to, co robi, jest naturalne i w pewnym sensie przyrodnicze. Człowiek jest jednak także istotą rozumną i musi – a na pewno powinien – wiedzieć, że to, jak wykorzystuje i eksploatuje Ziemię, w końcu uderzy także w niego.
Oto jak zaczyna się ta historia i jak prawdopodobnie się skończy:
Tur. Ostatni przedstawiciel gatunku padł w 1627 r.
Tur, czyli najwspanialszy tzw. krętorogi, od którego – podobno – pochodzi większość dzisiejszego bydła hodowlanego, symbol zwierzęcej siły i potęgi boru, wymierał dwa razy.
Historia zagłady tura zaczyna się od Francji.