Czas obalić mity. W tezie, że leży na uboczu, jest coś na rzeczy, choć przecież to ubocze bardzo zbliżyło się do reszty kraju dzięki autostradom i trasom szybkiego ruchu. Pamiętam jeszcze nieodległą wielogodzinną udrękę podróżowania z Warszawy do stolicy regionu Wrocławia via Bełchatów. Dziś to tylko nieco ponad trzy godziny. No i mit najważniejszy: bo co tam jest? Wszystko!
Jeżeli już rodak decyduje się spędzić trochę czasu na Dolnym Śląsku, to najczęściej wybiera opcję stacjonarną. Przemyka więc przez Dolinę Jeleniogórską ku jednemu z jej zdrojowych kurortów: Karpacza, Szklarskiej Poręby lub Świeradowa, lub przez Kotlinę Kłodzką ku sanatoryjnym uciechom Polanicy, Dusznik, Kudowy lub Lądka, „zaliczając” co najwyżej świątynię Wang, Kaplicę Czaszek lub kopalnię w Złotym Stoku.
Tymczasem ilość możliwości wprost przytłacza. Lubimy maszerować? Trasy Gór Stołowych, Sowich i Karkonoszy należą do najpiękniejszych w kraju, a liczne wieże widokowe dają radość podziwiania krajobrazów. Pasjonujemy się zabytkami? Jest ich tu ponad 8 tys., co daje 41 obiektów na każde 100 km kw., czyli najgęściej w Polsce. Dla porównania w Świętokrzyskiem jest ich 14, a w Podlaskiem – 11. Mamy skłonności inżynierskie? Nigdzie między Odrą a Bugiem nie zobaczymy takich mostów i wiaduktów, otwartych dla zwiedzających kopalni, twierdz. Tę listę można wydłużać o miejsca magiczne, tajemnicze, dziwne. Ja proponuję jeszcze jeden trop zwiedzania: zamki i pałace.
Moda na zameczek
Po drugiej wojnie światowej weszliśmy w posiadanie około tysiąca zamków, pałaców i dworów gęsto usianych gdzieś w czworoboku, którego wierzchołki wyznaczają Oleśnica, Głogów, Zgorzelec i Kłodzko. Ogołoconych wprawdzie przez uciekających właścicieli z najcenniejszego wyposażenia, ale w większości w dobrym stanie.