Niedawno znów jeden z naukowców znalazł we wsi Kryłów regionalistę Ryszarda Wieczorka i prosił go o opisanie słowami do celów naukowych nadbużańskich odgłosów. Przy czym nie chodziło mu o ptaki ani rzeczny szum, lecz dźwięki powszednie, wiejskie.
Wieczorek tak sugestywnie opowiadał badaczowi o historii odgłosów, jakie ma w pamięci, że ten nagrywał ze trzy godziny. Z dzieciństwa w uszach mu pobrzmiewa metaliczne ostrzenie kos, stukot wozów, parskanie koni i poganianie. Gdy wchodził w dorosłość, zaterkotał pierwszy ciągnik. Potem także samochód wszedł pod strzechy, ale nie nachalnie. Pod względem dźwiękowym współczesność nie zeszpeciła wsi, która jest jedną z najdalej wysuniętych na wschód kraju. Zaprasza, by usiąść nad Bugiem wieczorową porą i posłuchać groźnego porykiwania jelenia, krzyku przestraszonego bażanta, sapania dzika, długo by mówić.
Co do widoków, według Wieczorka, w Kryłowie natknąć się można na najładniejszy pejzaż nadbużański, z ruinami XV-wiecznego zamczyska, położonego na wyspie stworzonej przez odnogę dzikiej nieuregulowanej rzeki. Z tego, co Wieczorkowi wiadomo, to jedyny tak usytuowany zamek w kraju. Gdy dziewczynki z oprowadzanych wycieczek pytają, gdzie tu odbywały się bale księżniczek, tłumaczy, że nie było z kim tańczyć. Mężów bowiem zajmowało pilnowanie Rzeczpospolitej, a tej na Kresach należało szczególnie strzec. Kogoż tu nie było z najznamienitszych rodów, ustalać taktyki obronne. Łącznie z samym królem Janem Kazimierzem, który gościł na zamku dwa dni w 1631 r., zanim wyruszył na Beresteczko.
Czasem po drugiej stronie Bugu przysiądzie na brzegu, licząc na suma, jakiś ukraiński wędkarz. Można mu pomachać. To już 11 lat, jak Kryłów i tamtejszy Krecziv urządzają Dni Dobrosąsiedztwa, w ramach których wybaczają sobie wzajemnie dawne urazy.