Zwycięstwo włoskiego artysty można by z dużym prawdopodobieństwem obstawiać także w wielu innych kategoriach. Na przykład: najbardziej schorowana młodość, w której przytrafiło mu się zapalenie opłucnej, tyfus, a w końcu gruźlica, która ostatecznie doprowadziła go do przedwczesnej śmierci w wieku 35 lat. Ale też: najprzystojniejszy (przynajmniej w paryskiej kolonii twórców) i uwodzicielski (miał m.in. gorący romans z Anną Achmatową), najbardziej zniszczony przez alkohol oraz narkotyki itd. Ciekawe, że rzadko próbuje się wystawić go do rywalizacji w kategoriach artystycznego nowatorstwa i poszukiwania w sztuce wcześniej nieodkrytych ścieżek.
Przez dekady utrwaliło się przekonanie, że wobec wielkich rewolucyjnych nurtów w sztuce XX w. chata Modiglianiego pozostawała zdecydowanie z kraja. Chwalono go za wiele rzeczy, m.in. za artystyczną osobowość i emocjonalną siłę jego prac, ale nie za nowatorstwo. Krytyk Frank Elgar zapewniał: „Modigliani nie obdarował swojej epoki nowym językiem” i dodawał, że „nie można go uznać za inicjatora współczesnego malarstwa”, a Maria Poprzęcka w „Sztuce świata” opisała jego dorobek w rozdziale „Poza awangardami”. Za to chętnie doszukiwano się inspiracji jego malarstwa w sztuce dawnej, głównie włoskiej. Tropem najbardziej oczywistym i najchętniej podejmowanym było odwoływanie się do Botticellego. Bardziej wyrafinowani badacze „wpływologii” dorzucali jeszcze garść innych nazwisk z XIV i XV w., jak Duccio di Buoninsegna, Andrea del Castagno, Tino di Camaino, Simone Martini, Neroccio de’ Landi. Przesłanie było więc następujące: sięgnął Modigliani po stare wzorce i przekonująco zaadaptował je do wrażliwości XX-wiecznego odbiorcy.
Nowe światy
Tymczasem głośna wystawa w wiedeńskiej Albertinie próbuje wyciągnąć Modiglianiego z tej zachowawczej szufladki i umieścić go wśród twórców, którzy w malarstwie pierwszych dekad XX w.