Do kogo należy ziemia? – Ziemia należy do państwa. A do kogo należy wiatr? – My wierzymy, że do bóstw na tej górze. Per John Antii odpala papierosa i przesuwa go w kącik ust, by dopalił się do filtra. Odkąd wyłączył silnik skutera śnieżnego, kilkadziesiąt kilometrów białego płaskowyżu wypełnia gęsta cisza. I tylko ten lodowaty, porywisty wiatr, który odciska kształt swej trajektorii na zamarzniętej ziemi. – To dla nas naturalne, że nadprzyrodzone siły zamieszkują formacje skalne, bo dzięki temu od pokoleń wiemy, gdzie można się poruszać w terenie i jak się zachowywać w danych miejscach.
Per John stoi u podnóża Rásttigáisy, wysokiej na 1067 m n.p.m. świętej góry Saamów w Finnmarku. Wzniesienie widać z wielu kilometrów, a gdyby wejść na szczyt, krajobraz nie miałby końca. – Ten widok nigdy nie może się znudzić, każdego dnia jest inny. Poprawia futrzaną czapkę i walczy z gasnącą na wietrze zapalniczką. – I to jest największa różnica między nami. Oni twierdzą, że tutaj nic nie ma. My wiemy, że tu jest wszystko.
Per John jest hodowcą reniferów i szefem dystryktu, na granicy którego planowane jest powstanie największej w Europie lądowej elektrowni wiatrowej Davvi vindkraftverk. Miałoby się na nią składać od 100 do 267 turbin, każda wysokości 175 m, rozmieszczonych na 78 km kw., ze 133 km dróg dojazdowych i nowym portem do transportu części. Obszar, na którym proponuje się elektrownię, znajduje się na północ od Rásttigáisy i jest drugim co do wielkości ciągłym nienaruszonym obszarem przyrody w Europie Północnej. A przy tym terenem, gdzie wiosną rodzą się renifery.
– Bezpieczne rozmnażanie jest kluczowe, bo renifery są bardzo płochliwe i potrzebują spokoju.