Hitem internetu w styczniu br. były obrazki zmytej przez sztorm plaży w Orłowie, najbardziej wczasowiskowej dzielnicy Gdyni. Chodzi o odcinek od molo w kierunku Sopotu. Ludzie porównywali zdjęcia i filmiki z 2020 r., z szeroką, świeżo usypaną plażą, i ze stycznia 2022 r. – bez plaży. A w czerwcu pojawiły się tu zwały rur. „Spokojnie, to nie rurociąg Nord Stream wyrzucony na plażę przez morze, tylko rury do refulacji brzegu” – donosił dowcipnie portal gdyńskiego magistratu. Rurami trafi tu ok. 250 tys. m sześc. piasku z Portu Północnego w Gdańsku. To największa taka operacja w historii Orłowa. Ma dać plażę szerokości 70–80 m na odcinku 1 km. Koszt: 4,5 mln zł. I żadnych gwarancji, że piasku nie zabiorą najbliższe zimowe sztormy.
Przyhamować to zabieranie piasku miałyby podwodne progi, które Urząd Morski w Gdyni chciałby w przyszłości zbudować w morzu na wysokości znikającej plaży. Zmniejszają one energię, z jaką fale uderzają o brzeg. Takie progi, zwane sztuczną rafą, zbudowano kilkanaście lat temu, żeby chronić brzeg na zachód od molo, na wysokości malowniczego klifu, będącego jedną z wizytówek Gdyni. Dziś progi są siedliskiem licznych gatunków flory i fauny morskiej, atrakcją dla amatorów nurkowania.
Wokół obrywów klifu (rezerwat Kępa Redłowska) dyskusje toczą się od dawna. Niektórzy domagają się radykalnych działań, np. budowy opaski brzegowej, która odcięłaby urwisko od wody. Taką opaską jest popularny nadmorski bulwar w centrum Gdyni. I nowe bulwary – w Babich Dołach (Gdynia) oraz na Westerplatte (Gdańsk). Ale w rezerwacie Kępa Redłowska są chronione m.in. procesy abrazji morskiej, czyli to coś, co opaska miałaby powstrzymać. Opowiedzieli się przeciwko niej we wspólnym oświadczeniu dyrektorzy trzech instytutów naukowych badających morze – Instytutu Oceanologii PAN, Instytutu Oceanografii Uniwersytetu Gdańskiego oraz Morskiego Instytutu Rybackiego.