„Popularność wszelkiego rodzaju hobby jest wyrazem tęsknoty za pracą, która daje satysfakcję” – pisał Antoni Kępiński, krakowski profesor psychiatrii, w latach 70. To były czasy, w których – choć dziś trudno w to uwierzyć – sporo ludzi pisywało listy, odręcznie i z przyjemnością. Inni mogli dzięki temu kolekcjonować znaczki – wystarczyło znać kilku miłośników epistolografii, żeby regularnie zwiększać objętość swoich klaserów. Jedni tworzyli szydełkowe serwetki, drudzy konstruowali skomplikowane modele, np. statków w butelkach, z samodzielnie przygotowanych elementów. Jeszcze inni w czasie wolnym uprawiali ogródki działkowe, grywali w tenisa stołowego lub brydża, szyli, zdobywali odznaki Polskiego Towarzystwa TurystycznoKrajoznawczego, naprawiali stare zegarki.
Posiadanie hobby, kilkadziesiąt lat temu oczywiste, w ostatnich dwóch, trzech dekadach stało się passé – współcześni ludzie mają raczej zainteresowania. Różnica polega na tym, że hobby – w przeciwieństwie do wielu zainteresowań – nie jest czystą rozrywką, jest uprawiane regularnie, skłania do kontaktów społecznych, wymaga wysiłku. Robert Stebbins, emerytowany profesor uniwersytetu w Calgary, zalicza hobby do tzw. poważnego wypoczynku, związanego z rozwijaniem i wykorzystywaniem wiedzy i umiejętności. Bo przynosi namacalne efekty, pozwalając doświadczać zadowolenia z własnej sprawności umysłowej i fizycznej.
Anatomia konika
W XVII w. angielski prawnik sir Matthew Hale pisał, że „prawie każdy ma jakiegoś konika”, z którego czerpie uzasadnione poczucie dumy. Jednak działalność hobbystyczna rozkwitła dopiero w kolejnych dwóch stuleciach, kiedy ludzie masowo przenosili się ze wsi do miast i zyskiwali kolejne prawa pracownicze – także do coraz większej liczby wolnych godzin i dni.