Ja My Oni

Odcinanie, przeginanie

Dlaczego nastolatki potrzebują hulać, błaznować i rozrabiać?

Młody człowiek dobiera sobie kolegów takich, jacy mu pasują. Młody człowiek dobiera sobie kolegów takich, jacy mu pasują. Unsplash
Dr hab. Grażyna Katra o tym, dlaczego nastolatki potrzebują hulać, błaznować i rozrabiać.
Dr hab. Grażyna KatraLeszek Zych/Polityka Dr hab. Grażyna Katra

Joanna Cieśla: – Czy młodość musi się wyszumieć?
Grażyna Katra: – Musi. Choć oczywiście to powiedzenie można różnie rozumieć.

Jak na przykład?
Potocznie pewnie oznacza ono, że ludzie eksperymentują, próbują różnych zachowań i są w nich zmienni. Te zachowania bywają przesadne, bardzo intensywne, niedostosowane do sytuacji, do bodźców. Co sprawia, że nastolatek w odbiorze z zewnątrz „szumi”: robi dużo zamieszania, jest chwiejny. A przez to – nieklarowny, trudno go zrozumieć. Ale też towarzyszy temu oczekiwanie społeczne, przyzwolenie, że tak właśnie będzie – że młody człowiek będzie dość swobodnie korzystać z rozrywek, z czasu wolnego. Niby jest to krytykowane, że ktoś nie uczy się, tylko chodzi na imprezy albo gra w gry komputerowe, jednak powszechnie przyjmuje się też, że nie ma możliwości, żeby było inaczej.

I to jest to „musi”?
Tak. Chodzi o zgodę, że jest to cecha rozwojowa w pewnej fazie i nic z tym nie da się zrobić. Choć jeśli system wychowawczy jest bardzo sztywny, to zachowania typowe dla dorastania mogą być stłumione albo w ogóle się nie pojawić. W przeszłości panna i kawaler nie mogli zostać sami, zawsze towarzyszyły im przyzwoitki. Jeśli więc nawet pojawiały się u nich potrzeby seksualne, to nie mogło dojść do ich zaspokojenia, przynajmniej w pewnych kręgach społecznych. Oczywiście dziś taka restrykcyjna kontrola rzadko się zdarza.

Jak psychologia rozumie potrzeby szaleństw u dojrzewających ludzi?
Dorastanie to okres, kiedy dziecko przeobraża się w osobę dorosłą pod względem fizycznym, biologicznym – do osiągnięcia zdolności do bycia rodzicem – i pod względem społecznym. Na przykład skok pokwitaniowy ma następstwa psychologiczne. W półtora roku – dwa lata, a niekiedy i w kilka miesięcy, młody człowiek rośnie nawet o 10 cm. Zmienia się sylwetka i funkcjonowanie całego organizmu. Bardzo intensywnie rozwija się też mózg. Przy tym jego obszary nie rozwijają się w równym tempie. Do tego dochodzi wydzielanie się hormonów, którym już wręcz potocznie tłumaczy się zachowania nastolatków, czasem nadmiernie upraszczając. To wszystko wywołuje zmienność emocjonalną, która bywa niezrozumiała – dla otoczenia, ale i dla samego nastolatka. W tej pierwszej fazie dorastania – zwykle dość krótkiej – psychologowie mówią o bezprzedmiotowości emocji. Młody człowiek nie bardzo wie, dlaczego jest „taki ucieszony” albo „taki smutny”. Gdy ta amplituda nastrojów jest duża, trudniejsza staje się kontrola nad własnymi impulsami, zwłaszcza że brak doświadczenia w tym zakresie. Wcześniej dziecko nie przeżywa takich zmian, które wynikają z wewnętrznych, biologicznych czynników, nie ma jak nauczyć się z tym sobie radzić.

Ale też nie u wszystkich te stany i zachowania są jednakowo spektakularne.
Ludzie różnią się temperamentem i poziomem cechy nazwanej przez amerykańskiego psychologa Marvina Zuckermana potrzebą poszukiwania wrażeń. Są osoby, które – by czuć się dobrze – przez całe życie, także w dorosłości, potrzebują dużo stymulacji, różnych bodźców. Zostają himalaistami albo wybierają inne trudne zawody czy hobby. Według Zuckermana potrzeba poszukiwania doznań jest uwarunkowana neurobiologicznie – aktywnością neuroprzekaźników w mózgu. W trakcie rozwoju mózgu ta aktywność może się zmieniać, a tego typu potrzeba tymczasowo się zwiększać. Dlatego nawet osoby z niską potrzebą poszukiwania doznań w okresie dojrzewania częściej niż jako dorośli i jako dzieci zachowują się ryzykownie, robią coś niebezpiecznego czy nierozsądnego. Ale znaczenie mają też inne cechy, zwłaszcza lękliwość – w dużej mierze wrodzona. No i nie sposób oddzielić czynników biologicznych od społeczno-kulturowych. Liczne dane z badań – m.in. Janet Brodbeck z 2013 r. – pokazują, że wiele zachowań ryzykownych i nieakceptowalnych mocno nasila się od ok. 16. roku życia, choć niektóre pojawiają się wcześniej. Doświadczenia z alkoholem mają nawet dzieci 9-, 10-letnie, a 11-, 12-latki mają je wręcz często.

Dlaczego dzieci pociąga próbowanie alkoholu?
Wiąże się to z dążeniem do bycia dorosłym. I to jest wyzwanie rozwojowe. Polega na tym, żeby się usamodzielnić pod względem emocjonalnym, poznawczym, a wreszcie społecznym i finansowym. Nastolatki szukają zachowań, które są w ich odbiorze atrybutem dorosłości. Picie alkoholu, o którym wciąż się mówi, że jest dozwolone od 18. roku życia, to fasadowe zachowanie kojarzone z dorosłością. Dla niektórych przyjemne, dla innych mniej – ale bardzo widoczne. Dziecko nie wnika w odpowiedzialność, jaką dorosły ponosi za pracę, za rodzinę. Widzi tylko, że dorosłemu wolno wiele rzeczy, których dzieciom się zakazuje, i z tym utożsamia autonomię. A dążenie do niej jest bardzo silne, a także potrzebne i istotne dla rozwoju psychicznego człowieka.

16-letni syn znajomych, dość liberalnych rodziców, ostatnio oświadczył im, że zamierza „spróbować wszystkiego”: wódki, papierosów, trawy. Znajomi na to: Dobrze, spróbuj z nami. A on: Nie! Ja chcę z chłopakami z klasy. Dlaczego grupa rówieśnicza staje się bardzo ważna w tym okresie?
Gdy buduje się tę samodzielność, trzeba oddzielić się zwłaszcza od rodziców, ponieważ to od nich było się zależnym. Oczywiście rzadko chodzi o ostateczne i skrajne odcięcie, ale należy tę relację przebudować. Powstaje luka w poczuciu bezpieczeństwa. Wypełnia się ją, odwołując się właśnie do grupy rówieśników. Bycie w niej jest bardzo ważne dla rozwoju, bo uczy nawiązywania nowego typu relacji – niehierarchicznych, bez żadnych forów. Trzeba się nauczyć wypracowywać pozycję, rozwiązywać konflikty w inny sposób niż z rodzicami. Dlatego w żadnym razie grupa rówieśnicza nie jest z zasady zła, jak to bywa postrzegane…

…„wszystko przez kolegów!”
Nie, bo młody człowiek dobiera sobie kolegów takich, jacy mu pasują. Odpowiadają mu cechy jakiejś grupy – albo na zasadzie kompensowania, albo podobieństwa. Ta grupa rówieśnicza sprzyja różnym zachowaniom i – znów – różne mechanizmy za tym stoją: rywalizacja, rozproszenie odpowiedzialności. Gdy idzie się grupą, łatwiej zdemolować przystanek. Każdy chce wypracować pozycję w grupie, a trudno udowodnić, kto co dokładnie zrobił.

Mówi się też czasem: głupi wiek. Można odnieść wrażenie, że ludziom w tym okresie przejściowo obniża się poziom IQ. Albo przygasa zdolność myślenia perspektywicznego o konsekwencjach własnych działań.
Zdolność planowania i przewidywania konsekwencji dopiero się kształtuje. Skądinąd, w polskich warunkach dość powoli i mało skutecznie, bo ani nasza szkoła, ani dominujące metody wychowawcze nie pomagają tych kompetencji rozwijać. IQ nie obniża się, ale w odbiorcach może powstawać takie wrażenie właśnie ze względu na to, jak się rozwija mózg. Bo nagle człowiek staje się bardzo żądny tzw. nagród – jest to związane z wydzielaniem się dopaminy. W przypadku zachowań ryzykownych ta nagroda jest natychmiastowa: przyjemność, frajda, ekscytacja. Przy tym kora przedczołowa rozwija się wolniej. A tam są ośrodki planowania, samokontroli, samoregulacji. Ośrodek odpowiedzialny za motywacje, emocje staje się bardziej uwrażliwiony, niż był w dzieciństwie, a ośrodek kontrolny pozostaje dwa kroki z tyłu. Dlatego to czas nierównowagi. Ale badania pokazują, że zdolności poznawcze, również oceny ryzyka, nie są gorsze. Tyle tylko, że w pewnych sytuacjach młodzież z tych zdolności nie korzysta, co wiąże się z tym, że inne czynniki je tłumią. Wykazał to m.in. Lawrence Steinberg i jego uczniowie. Badacze proponowali młodym ludziom grę, w której uczestnicy „prowadzili” po ulicy samochodzik na ekranie komputera. W pewnym momencie pojazd dojeżdżał do skrzyżowania. Trzeba było rozstrzygnąć, czy zdąży przejechać bezkolizyjnie, czy nie. Gdy młody człowiek sam grał w tę grę, szacował prawdopodobieństwo równie precyzyjnie jak dorośli badani. Natomiast, gdy miał towarzystwo kolegów, którzy patrzyli, jak on gra, jego decyzje stawały się znacznie bardziej ryzykowne. Na dorosłych publiczność nie działała w ten sposób.

A jak zrozumieć taką dziewczynkę: bardzo dobra uczennica, harcerka troskliwie prowadząca zuchy – po nocy jeździ sama autostopem?
Różne części osobowości ujawniamy w różnych rolach. Być może ta dziewczyna weszła w rolę dobrej uczennicy, choć niekoniecznie jest to podporządkowane jej autentycznym celom i wartościom, a bardziej jest wyrazem odwzorowania pewnego schematu, spełniania oczekiwań rodziców. Mogłabym podejrzewać, że ma ona dość wysoką potrzebę poszukiwania doznań i jazdą autostopem ją sobie zaspokaja. Wiele osób, które mają potrzebę doznań nasiloną, spełnia ją tylko w pewnych obszarach. Alpinista po przyjeździe z wyprawy w domu często dostosowuje się do wymogów sytuacji i roli. Paralotniarz lata po pracy itd. Dla rozumienia zachowań nastolatków przydatne jest też pojęcie „mitów o sobie”. Ludzie w późnym wieku nastoletnim mają już za sobą pierwsze doświadczenia samodzielności – można wyjechać gdzieś z kolegą, kupić bilet, wiedzieć, gdzie wysiąść, nikt nie musi podpowiadać. Przez to ma się poczucie, że znacznie więcej się może, poza tym z wyglądu staje się osobą dorosłą. W tym okresie życia człowiek jest też na ogół zdrowy. To wszystko daje poczucie wielkich możliwości.

Wszechmocy?
Właśnie. Niezniszczalności. „Mnie się nic złego nie przytrafi, mogę łapać stopa nocami, skakać z pędzącego pociągu, jeździć na rowerze bez kasku” – myśli 19-latek. Śmierć istnieje czysto teoretycznie, często nie miało się jeszcze z nią żadnego doświadczenia nawet w bliskim kręgu rodziny czy znajomych. To też sprzyja zachowaniom ryzykownym. Te mity o sobie to jeden z przejawów egocentryzmu młodzieńczego. Stworzył tę koncepcję Szwajcar Jean Piaget, a dookreślił Amerykanin David Elkind. Nie chodzi o egoizm w potocznym rozumieniu, tylko o pewien sposób myślenia o sobie i o otoczeniu. Na przykład: jestem na świeczniku, jestem obserwowany. Najważniejszymi widzami są rówieśnicy – z tym związek ma m.in. koncentracja na wyglądzie, przejmowanie się pryszczami itd. Wbrew temu, co może się wydawać – to też przejaw rozwoju poznawczego, myślenie o tym, co ktoś myśli o mnie, poziom metapoznawczy. Tyle że nie wszyscy są aż tak bardzo zainteresowani młodym człowiekiem, jak mniema on sam. Bo w nim samym wiele się dzieje – są nowe przeżycia, doznania, zamęt światopoglądowy, emocjonalny. I młodemu wydaje się, że inni to też odbierają i są tym także mocno jak on sam zainteresowani.

Dlaczego niektóre nastolatki przechodzą radykalne zmiany tożsamości: ktoś z katolika, uczestnika wyjazdów oazowych staje się nagle wojującym antyklerykałem? Ktoś inny przez rok jest harcerzem, za chwilę rockmanem, a po kolejnych miesiącach odnajduje w sobie ideowego weganina?
Amerykański psychoanalityk Erik Erikson, który opisał rozwój człowieka jako przejście przez kolejne fazy kryzysowe, uznał, że w dorastaniu człowiek mierzy się się z kryzysem tożsamości. Żeby się usamodzielnić, musi najpierw dowiedzieć się, kim jest. Ważny kontekst tworzy też rozwój poznawczy. Nastolatek jest wnikliwszy niż dziecko, lepiej przetwarza większą liczbę informacji, lepiej idzie mu używanie pojęć abstrakcyjnych – staje się też bardziej refleksyjny. Stawia sobie pytania o to, kim jest, przemyśliwa, fantazjuje. Rodzice czasem narzekają: Siedzi i nic nie robi w tym swoim pokoju, nawet nie gra w gry. Ale myśli, doznania i marzenia o tym, kim można być, „pracują” w jego głowie. I czasem takie przymiarki mogą przenosić się na życie, na zachowania.

James Marcia, który rozbudował podejście Eriksona, mówił o czterech statusach tożsamości. W wieku 12–13 lat jest ona rozproszona, człowiek zaczyna więcej o sobie myśleć, ale te myśli są dość chaotyczne, nieuporządkowane. Później przychodzi faza moratorium, eksperymentowania, przymierzania. Ona może mieć ewidentną ekspresję, widoczną dla otoczenia, ale może też rozgrywać się na poziomie psychicznym – właśnie jako rozmyślanie, fantazjowanie, marzenia. Do pewnych wyborów – szkoły, profilu klasy – człowiek jest zresztą w tym wieku już zmuszony przez system społeczny. Powinno to prowadzić do stanu tzw. osiągniętej tożsamości, rozwiązania kryzysu tożsamościowego. Ale bywa też, że ktoś przyjmuje tzw. tożsamość lustrzaną albo nadaną czy nabytą. Tak jest najczęściej w tradycyjnych społecznościach. Jeśli ojciec był szewcem, to dla wszystkich jest oczywiste, że syn też będzie.

Również współcześnie bywa, że jeśli ojciec był prawnikiem – to i syn idzie w jego ślady. Jeśli robi to świadomie, po rozmowach z ojcem, obserwacji i własnych przemyśleniach, to w porządku. Ale jeśli przyjmuje taki gotowy wzorzec automatycznie albo dlatego, że otoczenie tego oczekuje i że za taki wybór jest nagradzany, np. chwalony przez rodzinę, to z czasem może się rozczarować. W latach 90. Jeffrey Arnett opisał zjawisko wyłaniania się dorosłości – tak proponuje nazwać kolejną fazę w rozwoju człowieka, która może trwać nawet do 30. roku życia. Ludzie wyprowadzają się z domu, zyskują dużą samodzielność, ale pozostają zależni finansowo od rodziców. Subiektywne poczucie dorosłości w tym ujęciu ma związek z podjęciem stałej pracy. A wiadomo, jak jest dziś z pracą. Dlatego próg osiągania tożsamości się przesuwa, a okres eksperymentowania wydłuża. Co zresztą odzwierciedlają wspomniane wykresy zachowań ryzykownych Janet Brodbeck – one nie zgadzają się z tempem rozwoju mózgu. Bo szczyt tej rozwojowej asynchronii przypada na wiek 15–16 lat.

A według wykresów Brodbeck wtedy dopiero na dobre zaczyna się pijaństwo, palenie papierosów, ryzykowny seks. Najwięcej jest tego tuż po dwudziestce.
Interpretowałabym to głównie mitami o sobie i poszerzaniem obszarów kontroli, samodzielności. Bo jednak człowiek, który pije alkohol w wieku 15–16 lat, więcej ryzykuje i szybciej bywa na tym złapany, rodzice to ukrócają. Gdy ma ok. 20 lat, już nikt tak nie kontroluje, co robi na imprezach. A z czasem nabywa doświadczeń, syci się nimi i sam zaczyna się pilnować, by unikać ich przykrych konsekwencji.

Co, jeśli tych potrzeb rozwojowych się nie zaspokaja?
Na pewno płaci się dużo. Może być nim kryzys czy życiowe załamanie – że zawód nie taki albo inne wybory złe. Szwajcarska psycholożka Alice Miller ocenia, że wychowywanie kolejnych pokoleń w systemie tłumiącym naturalne młodzieńcze impulsy poskutkowało wysypem osobowości autorytarnych. Ktoś, komu nie dano przestrzeni i wolności, w odwecie odbiera je innym, nad którymi zdobywa władzę. Współczesna psychologia pozytywna tu upatruje przyczyn trudności z odczuwaniem dobrostanu – depresji, chandry, złego samopoczucia, m.in. na tle poczucia nierealizowania siebie. Ludzie mają oczekiwania za duże w stosunku do swoich możliwości albo do tego, jak świat wygląda, bo nie udało im się połapać, kim są.

Ale rodziców w tej fazie życia ich dzieci dopada wiele zrozumiałych lęków. Jak rozpoznać momenty krytyczne, zareagować w porę, gdy zaczyna dziać się źle, a nie podciąć młodemu skrzydeł?
Dobrze wiedzieć co nieco o tym, jak przebiega okres dorastania, jakie wyzwania i zmiany w fizycznym i psychicznym rozwoju dziecka nastąpią, jakie mogą mieć konsekwencje. Poza tym – jak w profilaktyce wszystkich problemów – kluczem jest relacja, budowana od początku życia. To, że kontakt z dzieckiem stanie się chropawy w dorastaniu, jest nieuniknione, ale jeśli rodzice tworzą przestrzeń na rozmowę, na dyskusję, są ciekawi, co dziecko myśli, często udaje się zachowania nastolatka utrzymać na bezpiecznym poziomie. Warto też pamiętać, że potrzeby autonomii i niezależności dzieci mogą zaspokajać w sposób akceptowalny. Nawet zachowania ryzykowne dzieli się na negatywne i pozytywne – takie jak skakanie ze spadochronem, uprawianie sportów ekstremalnych czy udział w demonstracjach – choć pewnie też zależy w jakich. Można młodzież kierować w tę stronę, można też pokazywać jeszcze inne aktywności. Pomocne są np. różnego rodzaju wolontariaty, pod opieką dorosłego tutora – jest on potrzebny, by załatwiać różne rzeczy, np. w urzędzie, czy coś uzgadniać na poziomie instytucjonalnym i prawnym – ale jednocześnie w tych działaniach bardzo wiele powinno zależeć od młodych ludzi.

Zbiórka pieniędzy na rzecz ratowania koni z rzeźni?
Na przykład, jeśli to komuś odpowiada. Albo pomaganie starszym osobom, zbieranie jakichś książeczek czy zabawek dla dzieci. Gdy młody człowiek ma możliwość decydowania, formułowania celów, z którymi się utożsamia, pracy na ich rzecz, gdy ma dużo swobody i też odpowiedzialności na swoją miarę, to jest szansa, że w ten sposób zaspokoi potrzebę autonomii i będzie rzadziej wybierał te nieakceptowalne i niebezpieczne aktywności i działania.

Rozmawiała Joanna Cieśla

***

Rozmówczyni pracuje w Zakładzie Psychologii Wychowania na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego. Jest autorką artykułów o młodzieży i perspektywie przyszłościowej młodych osób i książek, m.in. „Aktywność prospektywna młodzieży” (Instytut Psychologii PAN), oraz prac dotyczących pracy psychologa szkolnego, m.in. jest współredaktorką książki (wraz z Ewą Sokołowską) i autorką opisanej tam koncepcji roli zawodowej psychologa szkolnego – „Rola i zadania psychologa we współczesnej szkole” (Wolters Kluwer). Zajmuje się także badaniem zachowań ryzykownych nastolatków i młodych dorosłych.

Ja My Oni „Czego potrzeba człowiekowi do życia” (100127) z dnia 05.02.2018; Czego łakną nasi bliscy; s. 76
Oryginalny tytuł tekstu: "Odcinanie, przeginanie"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną